Ukraińsko – polskie déjá vu. Na marginesie wydarzeń w Kijowie

Debata - Luty 2012

Między Majdanem a Smoleńskiem”1 – tytuł zastrzeżony dla rozmowy z Pawłem Kowalem, dawnym współpracownikiem Lecha Kaczyńskiego, eurodeputowanym i prezesem stronnictwa, dla którego Polska jest najważniejsza, pociąga celnym skrótem. Wyznacza chronologię, wybierając fragment czasu pomiędzy „pomarańczową rewolucją” (2004 r.) i katastrofą w 70. rocznicę zbrodni katyńskiej (2010 r.). Czyni jednocześnie z najważniejszych dla Ukrainy i Polski wydarzeń ostatnich lat trafne motto dla rozważań o całym europejskim Wschodzie. Bieżące dni zaskakująco dopowiadają i podpowiadają: Majdan – Smoleńsk – Majdan…

I. Nie ma wolności bez solidarności!

Wysiłki czynione obecnie nad Dnieprem przez tamtejsze społeczeństwo, by uzyskać podmiotowość, budzą empatię w Polsce, szczególnie w kręgach dawnej opozycji antykomunistycznej. Batalia w Kijowie – rozpoczęta kwestią stowarzyszenia z Unią Europejską – żywo koresponduje z upominaniem się „Solidarności” w Polsce lat osiemdziesiątych XX wieku o suwerenność w strefie pax sovietica. Tu i tam źródeł demonstracji należy doszukiwać się – pomijając czynniki ekonomiczne – w oczekiwaniu perspektyw, by móc żyć w kraju praworządnym, pozbawionym korupcji, gwarantującym swobody obywatelskie, ze służebnym, a nie aroganckim atrybutem władzy. Nie można jednak zadośćuczynić takiemu postulatowi w przypadku wasalnej podległości własnego kraju wobec ościennego patrona. Wybudzając się z letargu i odrzucając okrycie peerelowskiej siermięgi, zdawano sobie sprawę z iunctim pomiędzy niepodległością a republikańskimi nadziejami. Zaskoczenie polskim wystąpieniem było powszechne, ale przyjęto je z sympatią. Oto nadwiślański Dawid urągać zaczął Goliatowi – gerontokratom z Kremla. Wolny świat podzielał wówczas te wartości, pod szyldem których wystąpili Polacy. Po obu stronach Atlantyku władzę sprawowali wtedy konserwatywno – liberalni politycy: Ronald Regan i Margaret Thacher, a frondujące polskie społeczeństwo znajdowało oparcie w duchowym autorytecie Jana Pawła II.

Nie bacząc na noc stanu wojennego, okazało się później, że nie tylko polska kontestacja „wyrywała murom zęby krat”. Wkrótce z zachodnich okien przyglądano się, jak na środkowoeuropejskim podwórku układają się niczym zeschłe liście kolejne reżimy strząśnięte podmuchem „Jesieni Ludów”.

Porównanie teraźniejszego kijowskiego Majdanu do wydarzeń polskiej akcji z epoki, w której komuna chyliła się ku upadkowi, mimo narzucającego się, bo zapamiętanego powszechnie w Polsce klimatu sprzeciwu wobec – mówiąc po Reganowsku – „imperium zła” – ułatwia być może nad Wisłą zrozumienie pragnień Ukraińców. Być może są to paralele łatwo przychodzące. Nie wnikając wszelako w materię zawiłości stosunków polsko – ukraińskich i ich tragiczne w XX wieku oblicze, należy stwierdzić, że bynajmniej nie są owe analogie jedynymi, ku którym retrospektywnie warto skierować uwagę. Asumpt do podobnych porównań dostarczają również lata dwudzieste ubiegłego wieku. Co więcej, jak się wydaje, zestawienia te niosą też niespodziewanie spory ładunek wykładni obecnego czasu.

II. Obie układające się strony…

Zanim wysechł atrament na traktacie ryskim (18 marca 1921 r.), sprawę niepodległej Ukrainy sprzymierzonej z Polską rozstrzygnięto tak naprawdę już podczas pierwszego posiedzenia delegacji prowadzących długie dosyć pertraktacje. Strona polska – w dniu 21 września 1920 r. – uznała bowiem prawo bolszewickiego przedstawicielstwa do reprezentowania dwóch sowieckich republik: rosyjskiej i ukraińskiej. Tymczasem istniało przecież wcześniej zawarte porozumienie polskie z niepodległościowym rządem Szymona Petlury (Ukraińskiej Republiki Ludowej – URL). Zaskoczenie środowiska atamana postawą Warszawy było zupełne, by nie rzec doszczętne…

Walki na froncie wygasły co prawda 18 października 1920 r., ale przebieg wcześniej toczących się rozmów w Baranowiczach i Mińsku, torujących drogę do ostatecznego układu pokojowego, wyraźnie zaświadczał o chęci wykorzystania ich przez dyplomację sowiecką albo do gry na zwłokę – jeśli przegrupowywano siły do kolejnej antypolskiej ofensywy (wtedy Sowieci najchętniej zapewniali o planach pokojowych), albo też do oferowania Polsce granicy na linii Curzona – jeśli front przesuwał się na zachód. Zawsze też starano się wymóc polskie uznanie dla ukraińskiego rządu sprzęgniętego z Kremlem.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że Sowieci, rozgrywając 25 lat później – w 1945 roku w trakcie konferencji krymskiej sprawę polską, starali się uzyskać od aliantów zachodnich uznanie dla kolaborującego z nimi marionetkowego rządu lubelskiego w sposób analogiczny do sytuacji mającej miejsce kiedyś w Rydze. W Jałcie pominięto istnienie rządu RP na emigracji. Tym razem w rolę delegacji polskiej zakrywającej oczy na wcześniejsze umowy z Ukrainą wcieliły się rządy USA i Wielkiej Brytanii. Zapominając o zobowiązaniach wobec nadwiślańskiego sojusznika, zachodni współdecydenci rozbudowali w efekcie sferę wpływówimperium, które później żądało – niczym Persowie wobec starożytnych Greków – coraz większych danin „z ziemi i wody”.

Realpolitik w wykonaniu mocarstw zachodnich oddawała bez skrupułu w pacht Kremlowi to, czego nie uzyskał na skutek zdecydowanego odporu i poświęcenia obywateli świeżo restytuowanej Rzeczypospolitej. Wtedy, w 1920 roku w trakcie szturmu Warszawy przygotowany zawczasu Polrewkom z kierującym jego działaniami Dzierżyńskim, blisko był już uchwycenia władzy – właśnie przenosił się z Białegostoku do Wyszkowa. Niewielka odległość dzieliła komunistycznych aktywistów od zainstalowania się w stolicy. Dystans ten pokonano po upływie ćwierćwiecza w inny sposób. Powolny Stalinowi rząd tymczasowy na czele z Edwardem Osóbką – Morawskim w lutym 1945 r. przeprowadził się do stolicy nowej satrapii, do Warszawy.

Dzięki traktatowi ryskiemu rokuSowieciuzyskiwali niecałą Ukrainę – do Zbrucza. Po 1945 roku cała Ukraina stała się immanentnym fragmentem „Kraju Rad”. W wyniku jałtańskich rozstrzygnięć ZSRS uzyskiwał niecałe posiadane przez II Rzeczpospolitą terytoria – do Bugu. W tym też momencie cała Polska dostawała się pod kontrolę Kremla.

III. Życie emigrantów

Konsekwencją nieudanej walki o niepodległość dla jej przywódców i żołnierzy stawało się wychodźstwo. Pierwsi zwierzchnicy emigracyjnych rządów: Szymon Petlura i Władysław Sikorski zginęli w okolicznościach, co do których – ciągle jeszcze potrzebne są wyjaśnienia, choć jeśli chodzi o odpowiedź na pytanie cui prodest?, na pewno brzmi ona: najwięksi wrogowie niepodległego Kijowa i Warszawy.

Tułacze życie w diasporze sprowadzało się do wyczekiwania korzystnych konstelacji na arenie międzynarodowej. Wypełniane sporami ideologicznymi, powstawaniem różnych obozów, odłamów, kipiało dyskusjami programowymi, publicystką i szukaniem sojuszników dla sprawy odpowiednio: polskiej lub ukraińskiej. Polska opinia publiczna oswojona jest raczej z wewnętrznymi kontrowersjami i podziałami charakteryzującymi dziewiętnastowieczną emigrację popowstaniową. Gdyby nie żarliwość i intelektualna kondycja wygnańców, o ile uboższy byłby polski dorobek zarówno w zakresie myśli politycznej, jak i szeroko pojętej kultury? Podobnie rzecz się ma z emigracją ukraińską. Wychodźcy starali zainteresować się i korzystnie dla swojej ojczyzny kształtować opinię publiczną krajów, w których przebywali. Próbowali docierać do polityków, mediów czy nawet pojedynczych osób.

Jeśli chodzi o stronę ukraińską rzecz jest mało znana. Przybliżył ją niedawno w autorskiej rozprawie Andrzej A. Zięba („Lobbing dla Ukrainy w Europie międzywojennej”)2. Co ciekawe opracowanie powstało przede wszystkim w oparciu o zbiory Instytutu Polskiego i Muzeum gen. Sikorskiego w Londynie. Jak się bowiem okazuje założone przez Jacoba Makohina, a istniejące do 1940 r. nad Tamizą Ukraińskie Biuro Prasowe (z filiami w Genewie i w Pradze) posiadało interesujące archiwum, które po likwidacji Biura zostało przejęte przez polską agendę wywiadu politycznego – Polish Research Centre z dyrektorem Adamem Żółtowskim na czele3. Dla badaczy historii Ukrainy w XX wieku kolekcja Biura stanowi niezaprzeczalne cymelium skoro, jak pisze krakowski historyk: „Poza bardzo szczegółową wiedzą o samej tej instytucji znajdujemy tu dane na temat działalności obozu hetmańskiego w krajach anglosaskich i jego stosunków wewnętrznych, walk frakcyjnych oraz taktyki politycznej UNDO, środowisk emigracyjnych URL i OUN. Wiele materiałów dotyczy diaspory i emigracji ukraińskiej w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Ameryce Południowej, na Dalekim Wschodzie, w Czechosłowacji i w Europie zachodniej, ich życia organizacyjnego, naukowego, kulturalnego, relacji z politykami litewskimi, emigracją białoruską i jugosłowiańską. Są też materiały na temat ukraińskiego ruchu młodzieżowego, kombatanckiego i prometeizmu. Obok znanych nazwisk – metropolity Andrzeja Szeptyckiego, Jewhena Konowalca, hetmana Pawła Skoropadskiego, znajdujemy wiele pomniejszych, lecz w historii ukraińskiej ważnych osób: całe szefostwo UNDO (m.in. Milena Rudnicka, Wasyl Mudry, Dymitr Lewicki), arcyksiążę Wilhelm Habsburg, Dmytro Andrijewski, Ołeksandr Szulhyn, Jewhen Onacki, Roman Daszkiewicz, generałowie, literaci, parlamentarzyści, uczeni, duchowni, działacze społeczni”4. Biuro wydawało własny periodyk – „The Bulletin” rozsyłany do ok. 250 brytyjskich redakcji. Jego pracami kierował Włodzimierz Kisielewski – syn zasiadającej w izbie wyższej polskiego parlamentu UNDO – wskiej senator Heleny Kisielewskiej5.

IV. Nadzieja umiera ostatnia

Niczym przebitka historii Legionów Polskich po pokoju w Luneville, zawartego przez Napoleona Bonaparte po wojnie z Austrią w 1801 r., jawi się los ukraińskich wojskowych, którzy po Rydze, albo jak mówiono w ich kręgach „nowym Andruszowie”6, znaleźli się w Polsce. Pierwszy konsul, aby nie asygnować funduszy na utrzymanie sojuszników mających nadzieję na „powrót z ziemi włoskiej do Polski” wyekspediował część z nich na San Domingo.

Zadziwia mocno zapamiętany w kręgach ukraińskiej emigracji wojskowej w Polsce postulat gen. Stanisława Szeptyckiego (brata metropolity greckokatolickiego Andrzeja) z 1923 roku: „ Wynoście się Panowie z Polski”7. Słowa te wypowiedziane zostały w momencie likwidacji obozów internowania przeznaczonych dla petlurowców. Na antypodach stała wypowiedź Tadeusza Hołówki, który powróciwszy z Czechosłowacji w 1925 r. dostrzegał różnice w traktowaniu żołnierzy URL na niekorzyść Polski: „Oto cały ruch niepodległościowy ukraiński zmarnowaliśmy, doprowadziliśmy do rozsypki. Wojsko Petlury, które jedyne nas nie opuściło, gdy świat cały o nas zwątpił w 1920 r. […] dziś rozrzucone jest po całej Europie”8.

Obie enuncjacje nie dotyczyły wyłącznie kwestii ukraińskiej. Świadczyły raczej o głębokim podziale polskiej sceny politycznej. Rok 1923 był nie tylko momentem, gdy ostro dały o sobie znać różnice osobowościowe wśród czołowych reprezentantów Wojska Polskiego – to wtedy gen. Stanisław Szeptycki wyzwał Józefa Piłsudskiego na pojedynek – ale był to również czas zawiązania, wyjątkowo negatywnie przez tego ostatniego ocenianej, koalicji Chjeno – Piasta. Marszałek mógł, wcale nie tak dawno, bo w grudniu 1920 r., zanim zapadła „ryska klamka” – głośno dywagować, czy warto ponownie zająć Kijów i Mińsk, skoro armia polska, jeszcze niezdemobilizowana, ma przed sobą pobitą armię bolszewicką i wyniszczoną Rosję?9 Teraz przy premierostwie Witosa pozostało mu przełykać gorzką pigułkę, obserwując, jakich polska polityka zagraniczna dokonała przeorientowań, pochłaniając wcześniej owoce jego – Piłsudskiego, zwycięstwa. Polska dyplomacja, jako jedna z pierwszych na przykład, uznała istnienie ZSRS (13 grudnia 1923 r.), nie uzyskując nic w zamian.

Polacy trwali przy Napoleonie do końca nawet po San Domingo. Przecież francuski bóg wojny nie miał zamiaru składać broni – odżyły polskie nadzieje. Gdy Piłsudski sięgnął po władzę w 1926 roku, Ukraińcy piórem Andrija Liwickiego i Wołodymyra Salskiego momentalnie przesłali na jego adres memorandum, licząc na polską akcję skierowaną na wschód10. Wielu, nie tylko wśród petlurowców, całkiem serio przyjmowało za całkiem możliwe zorganizowanie wystąpienia antysowieckiego. W efekcie ukraińscy wojskowi, którym udało się przetrwać na etatach oficerów kontraktowych, mieli być gotowi do tworzenia armii ukraińskiej w Polsce. Plany takich rozwiązań powstały w rezultacie współpracy gen. Włodzimierza Salskiego ze Sztabem Głównym Wojska Polskiego. Warto dodać, że syn byłego ministra spraw wojskowych URL – Jerzy Salski jako lotnik brał udział w wojnie obronnej we wrześniu 1939 r. Później przedostał się do Anglii, walcząc w obronie tego kraju w polskich dywizjonach lotniczych (300 Dywizjon Bombowy i 309 Dywizjon Myśliwski).

V. Księgi pielgrzymstwa

Zaodpowiednik fragmentu pochodzącego z mickiewiczowskiej litanii, a wieszczącego wydarzenie, które post factum nazwano konfliktem światowym: „O wojnę powszechną za wolność ludów, prosimy Cię Panie”, może uchodzić cytat z Dmytra Andrijewskiego: „Chaos jest akuszerką naszej przyszłości”11. Wypowiedź ukraińskiego działacza (z 1928 r.) pierwotnie związanego z dyplomacją URL, a po niepowodzeniach tego kierunku, współorganizatora UWO, wybiegała myślą ku kolejnemu globalnemu konfliktowi, bo podobnie jak to było w przypadku Polaków z okresu polistopadowego („Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego” wydano w Paryżu w 1832 r.) tylko w kompletnej zawierusze wojennej widziano możliwość wznowienia walki o narodową niezawisłość. Traktat ryski na tyle zamykał bowiem sprawę ukraińską, że podjęcie jej przez kogokolwiek równało się wypowiedzeniu wojny państwu bolszewików. Europa zaś umęczona hekatombą lat 1914 – 1918 oczekiwała pokoju. Ci z Ukraińców, którzy nie wybierali wojskowej konspiracji, koncentrowali wysiłki na informowaniu świata o tym, że sprawa ukraińska nie wygasła.

Pomoc przyszła również ze strony co niektórych rodaków Mickiewicza, pomimo że sytuacja przed 1914 rokiem ustawiała konfrontacyjnie wobec siebie polskie i ukraińskie wektory polityczne. Działo się tak szczególnie w Galicji. Dość wspomnieć, iż w atmosferze napięcia wywołanego wyborami do sejmu ( w 1908 r.),od strzału Ukraińca – Mirosława Siczyńskiego zginął polski namiestnik tego kraju – hrabia Andrzej Potocki. Obrazowo rzecz ujmując, ów akt był terrorystycznym „rykoszetem” rozgrywek pomiędzy moskalofilami a działaczami ukraińskiego ruchu narodowego. W Galicji – kraju koronnym monarchii austro – węgierskiej, spór polsko – ukraiński nie był jedynym. Toczyła się jeszcze ostra rywalizacja wewnątrz społeczności ukraińskiej – pomiędzy ugrupowaniem starorusinów, a będącymi na fali wznoszącej zwolennikami niepodległości i jedności Ukrainy. Potocki zapłacił najwyższą cenę za koniunkturalne i krótkotrwałe poparcie udzielone moskalofilom.

Mimo tego, właśnie wśród polskich arystokratów tego czasu odnaleźć można osobę zafascynowaną niepodległościowymi aspiracjami Ukraińców. Hrabia Michał Tyszkiewicz, którego ród, nota bene, skoligacony z Potockimi – założył w Szwajcarii tuż przed wybuchem wielkiej wojny, w maju 1914, stowarzyszenie pod nazwą „Ukraine” z zamiarem propagowania sprawy ukraińskiej wśród państw Ententy12. Dzięki finansom Tyszkiewicza wydawano w Lozannie biuletyn „L’Ukraine”13. Działalność polskiego ukrainofila deprecjonowali w momencie obrad paryskiej konferencji pokojowej probolszewicko nastawieni lewicowcy ukraińscy, sugerując, że jest on agentem Polski i Watykanu14. Ten konflikt różnych odłamów politycznych, wojna ukraińsko – ukraińska w momencie decydowania o losach Europy, miał dla sprawy niepodległości tego peryferyjnego, jak sądzono w Paryżu, narodu opłakane skutki. Tyszkiewicz występował jako reprezentant URL również podczas obrad konferencji w belgijskim Spa (lipiec 1920 r.). Nie mógł wiele tam uzyskać, skoro obrady toczyły się w momencie załamania frontu polsko – bolszewickiego i nawet premier – Władysław Grabski, postawiony został w roli petenta proszącego kraje zachodnie o wsparcie i pośrednictwo w rozmowach z przedstawicielami sił czerwonego sztandaru. Grabski zgodził się m.in. na wycofanie armii polskiej za linię Curzona. Po 1923 r. hrabia Michał Tyszkiewicz osiadł w majątku syna pod Poznaniem, wycofując się z czynnego udziału w polityce. Niezmiennie trwając na pozycjach proukraińskich, zasilił jedynie, utworzone we Francji przez Jana Karaszewicza – Tokarzewskiego w 1930 r., stowarzyszenie „Le Cercle d’études ukrainiennes”15.

VI. Co jest epilogiem?

Wielu Polaków, czyniąc w przeszłości rozmaite starania, mogłoby przyjąć raczej z głębokim niedowierzaniem tezę, że wybicie się na niepodległość może odbyć się w wariancie przejścia suchą stopą przez „Czerwone Morze” do wolnego kraju. Podobnie Ukraińcy przyzwyczajeni do pojmowania niepodległości w kategoriach walki zbrojnej zaskoczeni zostali uzyskaniem państwowości przez pokojowy rozpad ZSRS.

Niewątpliwie osoby zbliżone duchem do Józefa Piłsudskiego, działające w dobrze pojętym interesie Polski, kierowały swoją uwagę na Wschód i tam lokowały swoje nadzieje na zabezpieczenie kraju. Siła Polski brała się z jej polityki wschodniej. Zaufanie, którym obdarzano relacje z Zachodem – już to ze względów kulturowych, już to z racjonalnych kalkulacji – opierające się z resztą na podpisanych umowach, niejednokrotnie odbijało się nad Wisłą nieprzewidzianą czkawką.

Ukraińcom – odwrotnie, potrzebna była okcydentalizacja. To właśnie dziś jej potrzebę wyraźnie artykułują ludzie zgromadzeni na Majdanie. Interesy Polski i Ukrainy schodzą się w pół drogi. Tymczasem odnieść można wrażenie, że współczesną Brukselę, a za nią oficjalną Warszawę, wbrew nieraz głoszonym deklaracjom, zadawala wariant polityki wschodniej ćwiczony w 1923 roku. Być może jest on pokłosiem bardziej zapamiętanych form uzyskania niepodległości: polskiej z 1990 roku i ukraińskiej z 1991, aniżeli pamięci dramatycznych zmagań o niezawisłość z lat 1918 – 1921.

1 Paweł Kowal, Miedzy Majdanem a Smoleńskiem – rozmawiają P. Legutko i D. Rodziewicz, Kraków 2012.

2 Andrzej A. Zięba, Lobbing dla Ukrainy w Europie międzywojennej. Ukraińskie Biuro Prasowe w Londynie oraz jego konkurenci polityczni (do roku 1932), Kraków 2010.

3 Tamże, s. 37.

4 Tamże s. 39.

5 Por. Serhij Kot, Lancelot Lawton: brytanskij żurnalist zakochanyj w Ukrajinu, [w:] Syła m’jakoho znaka abo Powernennia Rus’koji prawdy, za zahalnoju redakcieju Łarysy Iwszynoji, Kyjiw 2011, s. 456.

6 Pokój w Andruszowie, który zawarła Polską z Rosją w 1667 roku, dzielił Ukrainę pomiędzy oba te kraje wzdłuż Dniepru. Kijów miał prze dwa lata pozostać we władaniu cara, jednak do Rzeczypospolitej już nie powrócił.

7 Cytat za: P. Fedenko, Hołownyj Otaman. Iż kulturnoji ta politycznoji dijalnosti Symona Petlury, München – London 1976, s. 37, przytacza Jan Jacek Bruski, Miedzy prometeizmem a Realpolitik. II Rzeczpospolita wobec Ukrainy Sowieckiej 1921 – 1926, Kraków 2010, s. 172.

8 Tadeusz Hołówko, Emigracja ukraińska w Czechach, „Robotnik” 1 marca 1925, nr 60, s. 1-2, cytat za: Jan Jacek Bruski, dz. cyt., s. 213.

9 Jan Jacek Bruski, dz. cyt., s. 32..

10 Zob. Jerzy Necio, Prometejska unia polsko – ukraińska, „Debata” 2013, nr 12 (75), s. 8.

11 Dmytro Andrijewski, Ukrajina w switowij polityci, „Rozbudowa Naciji” 1, 1928, nr 10 -11, s. 382, za: Andrzej A. Zięba, dz. cyt., s. 104.

12 Andrzej A. Zięba, dz. cyt., s. 65 -66.

13 Tamże, s. 72.

14 Zob. przypis nr 204, [w:] Andrzej A. Zięba, dz. cyt., s. 78.

15Andrzej A. Zięba, dz. cyt., s. 132- 133.