strona XX


Do 1262 roku trwał odległy od wybrzeża Reszel. Jego załoga, nie widząc szans na ratunek, porzuciła zamek. W Natangii broniły się już tylko Bartoszyce. Zacięta obrona twierdzy była możliwa, ponieważ schronił się w jej wnętrzu miejscowy "nobilis" Miligedo wraz z własną drużyną. Powstańcy zwabili zdrajcę w pułapkę. Reszta obrońców Bartoszyc poddała się wojskom Montego dopiero po czterech latach oblężenia, gdy nie starczyło już zwierzęcych skór, którymi żywiono się z braku innej strawy.
Powstańców jeszcze w 1261 roku poparli Jaćwięgowie. Ich zagony docierały nawet pod Elbląg lub jeszcze dalej - do ziemi chełmińskiej. Odważnymi wyprawami w głąb terenów najwcześniej zajętych przez Krzyżaków wsławił się zwłaszcza Skomand.
Herkus Monte zdawał sobie sprawę, że kluczowe znaczenie dla rozstrzygnięcia wojny w Prusach może mieć zdobycie Królewca. Natangowie porozumieli się z Sambami i Warmami i wspólnie zaatakowali twierdzę. Każde z plemiennych wojsk przyprowadziło nawet machiny oblężnicze, co było świadectwem wielkiej determinacji. Pod Królewcem Monte został ranny, ale jego wojsko, niczym taran, kilkakrotnie uderzało w umocnienia grodu.
Wobec braku powodzenia nad Pregołą waleczny wódz Natangów postanowił wyprawić się do niemieckiego matecznika w Prusach, tj. do ziemi chełmińskiej. Pochód miał miejsce w 1263 r. i okazał się chyba najbardziej błyskotliwym zwycięstwem Montego. W drodze powrotnej hufce krzyżackie zastąpiły Natangom drogę pod Lubawą. Na czele wojsk zakonnych stał mistrz krajowy - Helmerich. Monte nie dał się zaskoczyć i spodziewając się pogoni, zabezpieczył swoje pozycje siedmioma liniami zasieków. Krzyżacy pomimo trudnej sytuacji przypuścili atak. Mistrz krajowy poległ w walce, podobnie jak jego podkomendni. Była to niesłychana klęska - zginęło 40 braci - rycerzy, nie licząc kilkakrotnie większej liczby wspomagających ich wojowników niższej rangi. "Wyjdź psia głowo!" - krzyczał Helmerich, wystąpiwszy przed swe szeregi. "Jużeś zapomniał rycerskich zwyczajów plugawcze. Wyjdź, a twe ścierwo wdepczę w błoto!". Monte wszedł na zwalony pień i odkrzyknął: "Zaiste rycerskie to słowa. Spotkam się z tobą za chwilę i będziesz jako knot świecy, której płomień ostudzi wiatr". Zerwali się ku sobie. Wódz Natangów odgarniał ciosy Krzyżaka z uporem, jakby szedł przez zbożowe pole. Miecze zaiskrzyły, cienie chwiały się, aż jeden z nich zniknął. Białe jaki zafalowały trwogą i zemstą. Wszyscy: bracia, półbracia, knechci, sarianci i rycerze - pielgrzymi, całe to ludzkie mrowie na usługach Zakonu, ujrzało upadek mistrza kraju.