Obojętnym. Ten dzwon dzwoni także po was
Tetiana Czornowił (1 lutego 2014, 19.53)
Zgodzicie się, że jeśli w mieście zaczyna działać psychopata, nikt nie może czuć się bezpiecznie. U nas sytuacja jest o wiele gorsza – naszym krajem rządzi szaleniec, któremu podporządkowany jest na dodatek aparat represji, zdolny uruchamiać szwadrony śmierci w każdym mieście. Niezrównoważonego zazwyczaj trudno zidentyfikować, na pozór prowadzi normalny tryb życia, często ma rodzinę, dzieci. Nasz fiksat jest bardziej przerażający, nie uważa nawet za stosowne, by się ukrywać. Janukowycz już w trakcie trzeciego roku prezydentury zaczął wydawać rozkazy porywania zwyczajnych ludzi, zabijania ich, katowania, czy też krępowania rąk, by narażać ich na zamarznięcie. Według niego jest to sposób uprawiania polityki. Przy czym, co warto zauważyć, ma w planach panowanie przez minimum dwie kadencje i przekazanie władzy następcy. Co wówczas będzie z Ukrainą i z nami?
Obojętni, zapytajcie się, czy gotowi jesteście żyć w kraju szaleńca, który nawet nie stara się udawać, że jest normalnym człowiekiem?
Jeżeli nie, to już jesteście spóźnieni. Jesteśmy już w takim kraju. Po prostu tego nie spostrzegliście. Wasza kolej jeszcze nie nastąpiła, ale bądźcie pewni, że nadejdzie, nawet jeśli pozostaniecie obojętnymi.
Wiem, o czym piszę, ponieważ jestem z tych, na których przyszła kolej, lecz jestem i z tymi, którzy są następni. Świadomie ponownie ustawiłam się w tej kolejce.
Byłam niedawno świadkiem pewnej rozmowy w sztabie Automajdanu. Jednym z rozmówców był Jarosław Gonczar – niedobity przez „Berkut”. To jest ów śmiałek, który własnym samochodem na Obołoni zatrzymał autobus „Berkutu”, nadciągający od strony Międzygórza na Majdan. Dziesiątki „berkutowców” najpierw roztrzaskały mu samochód, a potem rzuciły się wściekle na Jarosława. Jarosławowi pomogły pasy bezpieczeństwa, funkcjonariusze w sadystycznym zapale nie zdołali wyciągnąć go z auta, bić zaś przez potłuczone szyby było im niewygodnie.
Drugi z rozmówców – Włodzimierz Marałow – „niedorozstrzelany”. Aktywista „Kontroli drogowej”, którego jeszcze w grudniu na ulicy pochwycili nieznani sprawcy: przesłuchiwali, a potem strzelili w serce. Kula cudem skręciła w mięśnie, nie zaczepiając serca.
Taka więc toczyła się rozmowa: „niedobity” dopytywał się „niedorozstrzelanego”, co ten czuł podczas strzału? Odpowiedź również i mnie zainteresowała. Przyznaję, ogromnie zaciekawiła, ponieważ dostać dziś kulkę to jest o wiele bardziej realne, niż powiedzmy, pójść do kina. Odpowiedź wielce mnie pocieszyła, gdyż Włodzimierz odrzekł, że to nie jest tak bardzo bolesne. Odrzuca cię najpierw, a potem tracisz świadomość. Odpowiedziałam wesoło Włodzimierzowi, że podobnie jest, gdy biją po głowie. Utrata świadomości ratuje od bólu.
Taka więc toczyła się między nami radosna rozmowa, ponieważ w naszym obecnym systemie wartości bezbolesna śmierć to jest już błogosławieństwo.
Obojętni, wyobraźcie sobie tylko, a o tym tu jest mowa, że stanie się to waszym udziałem, nawet jeśli pozostaniecie obojętnymi. Zrozumcie, w jakiej równoległej rzeczywistości raptem się znaleźliśmy, w gruncie rzeczy „cieplarniane dzieci” – przez całe życie bawiące się w miłość i pokój, mające codzienne obowiązki. Wychowywaliśmy dzieci, może byliśmy bardziej romantykami i idealistami niż ogół, może bardziej wierzyliśmy w godność, uczciwość, patriotyzm. Dlatego na nas pierwszych przyszła kolej i w naszym życiu stało się codziennością, że wedle rozkazu jednego sadysty – maniaka Wiktora Janukowycza, szwadrony śmierci biją naszych przyjaciół, rozstrzeliwują, pozostawiają w lasach, by zamarzali, zakopują w mogiłach jako niezidentyfikowane ciała.
W tej rzeczywistości przyjmuje się już jako cud, jako dowód istnienia Boga, że Igor Łucenko pozostał przy życiu, że Dymitr Bułatow żyje.
Powiem uczciwie, że ja już pochowałam Dymitra. Gdy wychodziłam na ulicę i odczuwałam dotkliwy mróz, wyobraźnia podstępnie malowała obraz, jak zamarza w lesie. Gdy przekazywano mi wersję, że „zaległ już na dnie”, myśl i tak dyktowała obraz jego umęczonego ciała przysypanego śniegiem, bowiem w pamięci dźwięczało mi jego szczere: „jestem gotowy iść do końca”, gdy odwiedzał mnie w szpitalu.
Dlatego po odnalezieniu Bułatowa cieszyłam się i nawet nie martwiłam, że go torturowano: „ważne, że żyje”.
Natomiast w głębi duszy nie jestem tego pewna. Nie wiem, co teraz jest dobrem. Otóż w naszej rzeczywistości przeżycie tortur może oznaczać, że prześladowcy zamordują cię później. A pierwszy raz umierać jest lżej…
Pamiętam, gdy na trasie boryspolskiej, odczuwając nieskończone uderzenia w głowę, odeszłam w nicość, ze świadomością, że to już koniec. Nie bałam się jednak, ponieważ zawczasu byłam przygotowana, że gdzieś podobnie skonam. Dlatego pamiętam pocieszającą myśl, że nie odczuwam silnego bólu od uderzeń, nie ryzykuję więc, że będę w nieświadomości pełzać na kolanach przed katami. A jeszcze napawałam się myślą, że zrobiłabym wszystko, aby nawet po swojej śmierci dopaść Janukowycza.
A po raz drugi umierać ciężko…
Teraz wszystko się zmieniło, ponieważ dzisiaj umrzeć to zbyt mało. To jest nieodpowiedzialne. Trzeba zwyciężać, choć to o wiele trudniejsze.
Do tego dochodzi jeszcze troska o przyjaciół, znajomych i nieznajomych ludzi z Majdanu. Przecież wszyscy oni są wartościowymi ludźmi. Temu krajowi (waszym dzieciom – obojętni) potrzebni są żywi ci ludzie, którzy wyszli na Majdan, bo to są najlepsi ludzie Kraju. Kto był na Majdanie, ten wie, że zgromadziły się tam osoby o wysokim morale, odpowiedzialne, inteligentne, odważne, które wiedzą, że nie można oddawać kraju, swoich dzieci, w ręce zabójców, gwałcicieli, mafii.
Powinniśmy zwyciężyć. To nasz obowiązek, bo jesteśmy silni, bo jesteśmy ofiarni. Wiadomo zaś, że na gotowych oddać życie przypada wielu gotowych zabić.
Ale nasze zwycięstwo w pierwszej kolejności nie tyle zależy od naszych cech, lecz od liczby nieobojętnych. Dlatego też zwracam się do obojętnych i apolitycznych – usłyszcie i dołączcie się.
Zwracam się do wojskowych: jak możecie być obojętni, jeśli przysięgaliście na wierność Ukrainie!?
Rozumiem, że oficerowie armii ukraińskiej są nie zawsze uczciwi (w armii kwitnie korupcja oraz „fala”) i kierowanie do nich próśb jest śmieszne. Ale ja proszę. Proszę żołnierzy – uświadomcie sobie waszą odpowiedzialność, wasza obojętność, wasza „chata z kraju” daje poczucie władzy szaleńcowi. Brońcie kraju, któremu przysięgaliście. Możliwe, że to jest wasze powołanie. Możliwe, że przychodząc na świat, idąc do wojska, skierowaliście swoje kroki tam nie dlatego, by brać łapówki i by umrzeć od alkoholizmu, a dlatego, by uratować kraj od psychopaty, by uratować własne dzieci (dorosłe, małe, jeszcze nienarodzone). Obojętni, zrozumcie, że prędzej czy później, staniecie się nieobojętnymi. Bo dla zwycięstwa w pierwszej kolejności ważna jest nasza liczebność.
Co więc robić? Jaki jest plan działań? Naprawdę najważniejsze to nie być obojętnym. A robota się znajdzie.
Wczoraj na przykład milicja zamierzała aresztować torturowanego Bułatowa. Czyż to nie jest wystarczający powód dla kijowian, aby – wyrażając poparcie dla niego – masowo stawić się pod szpitalem? Jednak pod kliniką stała niewielka grupka ludzi. Dziękuję im, bo rzeczywiście mróz był siarczysty. Jednakże dziwnie wyglądała niewielka grupka tych nieobojętnych na tle tysięcy oświetlonych okien sypialnej dzielnicy Poznaków.Dlaczego ci, którzy mieszkają tu po sąsiedzku, nie przybyli z poparciem? Dlatego, że praca, dlatego, że dzieci, że trzeba płacić za mieszkanie i pozostawać obojętnym wobec tego, co na Majdanie?
Tysiące takich „chat z kraju”…
Niedawno po raz pierwszy od czasu pobicia przejechałam się spod Boryspola do Majdanu transportem publicznym, pieszo przeszłam przez wieś. Zwyczajną trasą, którą wcześniej przemierzałam setki razy. Tym razem przeszłam jednak przez inną krainę – trwożliwie oglądałam się na skrzyżowaniach.
Byłam sama, ponieważ w tym czasie mąż wraz z ojcem zawozili mojego kolegę Olega do szpitala. W przeddzień „tituszki”, maltretując go, rozbili mu głowę.
To było w Czerkasach. „Tituszki” wyskoczyły na naszą trójkę niedaleko od budynku wojewódzkiej administracji. Z początku zaatakowali mężczyzn, ja plątałam się z tyłu.
Chwyciłam niewielki pręt z pozostałości budowlanych koło śmietnika i pomogłam obronić się mężowi. Przyznaję, po raz pierwszy w swoim życiu byłam agresywna i biłam z całej siły napadających.
Potem rzuciłam się na pomoc Olegowi, którego dusiło trzech zbirów, ale nie miałam już sił na efektywną pomoc. Złapali mnie. Odbił mnie mąż. Oleg był już pod „tituszkami”. Haniebnie uciekliśmy. W gruncie rzeczy, zostawiliśmy przyjaciela na pewną śmierć. Katowali go tak, by zabić: uderzali po głowie i całym ciele. Cudem pozostał przy życiu. Ma dziesięciocentymetrowy szew na głowie.
Wyobrażacie sobie, pozostawiłam przyjaciela! Pozostawiłam tego, który mnie chronił… Stałam się gorsza. Gdy bandyci narzucają w kraju zwierzęce prawa, wszyscy stajemy się niedobrzy, bardzo niedobrzy. Jesteśmy gotowi na straszne rzeczy.
Dlatego obojętni nie mogą stać z boku, gdy dzwoni dzwon. Gdy nie można zatrzymać najstraszniejszego.
Wyobraźcie sobie obojętni, jeśli machina represji Janukowycza złamie Majdan, co wówczas czynić będzie wyhodowana przezeń kasta katów, „szwadrony śmieci”?
Będą robić to, co zawsze – będą zabijać. Aparat represji, stanie się silniejszy, zawsze potrzebne będzie mu „mięso” i strach.
Wówczas pozazdrościcie nam – aktywistom Majdanu. Bo nas w tej strasznej krainie szaleńca Janukowycza, w krainie strachu, bydła, obserwatorów, już nie będzie. Nas, szczęśliwców, wtedy w ogóle nie będzie.
A wy obojętni – pozostaniecie. Będziecie katami, będziecie ofiarami, a większość pozostanie bydłem. Podłym bydłem.
Można przeżyć, pozostając bydlęctwem? Można. Ale będziecie zawsze ryzykować, że wasze dzieci nie zechcą być traktowane jak bydlęta. Wówczas utracicie je, ponieważ nikt ich nie obroni i pozostaniecie osamotnieni przed tysiącem „chat z kraju”.
Pomyślcie o tym teraz. Potem będzie za późno.
Podobnie było za późno w 1933, gdy obojętni z czasu walki o niepodległość zjadali własne dzieci.
Tekst pochodzi z blogu Tetiany Czornowił prowadzonego na portalu www.pravda.com.ua.
http://blogs.pravda.com.ua/authors/chornovol/52ed347c55539/ – dostęp: 02.02.2014, godz. 23.04.
Gazetę internetową założył Heorhirij Gongadze. Dziennikarka została brutalnie pobita przez „nieznanych sprawców” 25 grudnia 2013 roku.
Z języka ukraińskiego przełożył Jerzy Necio.