Eden na wulkanie
Spojrzenia spod wierchów to kotwice wewnętrznej wolności. Kto je otrzymał w genach, będzie wracał – i do gór, i do wypływającego z nich oddechu autarkii. Tak, to ten sam termin, którym Sokrates i jemu podobni określali postawę nieulegania zależności od rzeczy i osób. Rusini – Rusnacy – Łemkowie po kilkuset latach trwającego w Karpatach oswajania skalistej gleby, a następnie doświadczeni wydziedziczeniem i rozproszeniem, predestynowani zostali przez historię do zdobycia certyfikatu, który spodobałby się starożytnym etykom. Natomiast współczesny kulturoznawca w zdaniu kończącym książkę poświęconą rusińskim góralom oświadcza: „Kto chciałby wyprawić im ostatnią panichidę, musi jeszcze poczekać.”
Zwierciadło czasu
Antoni Kroh, bo o nim mowa, zaprzyjaźnił się z Łemkami nie tylko profesjonalnie jako etnograf, ale i zwyczajnie, po ludzku. Dał temu wyraz w książce pt. „Za tamtą górą”[1]. Tom ukazał się pod koniec ubiegłego roku. Autor zdaje sobie sprawę z dużej ilości publikacji łemkoznawczych, w tym tekstów pełnych bezwstydnych dyrdymałów i kardynalnych błędów, przepuszczanych przez promotorów czy recenzentów, niemających pojęcia o problematyce, wskakujących na temat jak koza na pochyłe drzewo[2]. To prawda. Często w gąszczu rozmaitej „produkcji” odnoszącej się z przeróżnych powodów do Łemków trudno jest odnaleźć dzieła tchnące autentyzmem. Niełatwo spotkać teksty zaprzeczające z nagła uświadomionej instrumentalnej potrzebie, a jeszcze trudniej takie, które byłyby powodowane głębokim przeżyciem i niebanalną refleksją. Antoni Kroh zdobył się na taką właśnie drogę.
Tytuł jego autorstwa znalazł się na księgarskich półkach w doskonałym towarzystwie. Niemal równolegle ukazały się bowiem pozycje wydawnicze o dużej wartości i oczekiwane przez osoby zajmujące się tematyką karpacką. Wymienić tu wypada m.in. tom Stanisława Krycińskiego pt. Łemkowszyzna po obu stronach Karpat[3], album o potężnym ładunku poznawczym, oparty o fotografie Romana Reinfussa – Karpacki świat Bojków i Łemków[4], monumentalne i znakomite pod względem edytorskim dzieło Jarosława Giemzy – Cerkwie i ikony Łemkowszczyzny[5], czy wreszcie wysoce specjalistyczny, ale też pieczołowicie opracowany pod kierunkiem Janusza A. Riegera Mały słownik łemkowskiej wsi Bartne[6].
Za tamta górą to zbór szkiców, rodzaj gawędy przetykanej czasami cierpkimi przemyśleniami i nieoczekiwanymi dygresjami. Publikacja może służyć jako oryginalne źródło historyczne, nie – kronika, ale zapis zjawisk i procesów dotyczących Łemków (także ich sąsiadów) pomiędzy epoką „wczesnego Gierka” a początkami III Rzeczypospolitej. Pierwszą z cezur – lata 70. XX wieku, autor wyjaśnił następująco: Wówczas Łemkowie byli społecznością żyjącą w nieustannym poczuciu krzywdy – absurdalnej, sprzecznej z elementarną logiką, nie do pojęcia w kategoriach przyczynowo – skutkowych[7].
Ostatni z czternastu rozdziałów (tom zawiera ponadto indeksy: osób i nazw geograficznych) zatytułowany został Co potem? Cezura końcowa jest więc otwarta i zmusza do zadumy. Znajduje się tam treść drogowskazu, którym Antoni Kroh kierował się, konstruując opowieść: Piszę wyłącznie o tym, co sam widziałem i słyszałem, więc manipulacje władzy wobec Łemków odkładam na bok[8].
Motywacje
Trudno jest opisać społeczność żyjącą od wieków na peryferiach wielkich centrów cywilizacyjnych Rzymu i Bizancjum (w ujęciu, jakie proponował niegdyś Fernand Braudel), scharakteryzować życie ludzi najdalszego zasięgu europejskiego Wschodu na Zachodzie i odwrotnie: oddziaływanie kultury łacińskiej na świat czerpiący z Konstantynopola, na dodatek jeszcze zanurzony w puszczy karpackiej. Że Łemków dotyczy ten fenomen, to rzecz jasna. Byli forpocztą każdego z tych kosmosów. Wystarczy spojrzeć na kamienne rzeźby konstruowane pod wpływem ikon lub drewniane cerkwie strzelistością zahaczające o gotyk. Komu i to nie wystarcza, niech zajrzy do albumów dwóch wybitnych łemkowskich twórców: Jerzego Nowosielskiego i Epifaniusza Drowniaka, zwanego Nikiforem. Artyści ci mogli zadziwiać współczesnych może tylko z tego powodu, że przez ich oczy i dłonie emanowała paneuropejska grań.
Czułem dla nich szacunek i podziw. Zastanawiali mnie, fascynowali[9] – w ten sposób praprzyczyny własnego zainteresowania Łemkami wyjaśnił Antoni Kroh. Byłem ich ciekaw. Usiłowałem zrozumieć, jak to jest: żyć w Polsce od stuleci u siebie, ale nie być Polakiem[10]. I dalej: Nie planowałem żadnych „badań naukowych”, wywiadów, kwestionariuszy porządkujących rzeczywistość. (…)Dzisiaj, po tylu latach, również nie mam zamiaru porywać się na opracowanie naukowe, „podsumowujące”, „syntetyzujące”[11].
Dzięki temu autor wygrywa wiele niepisanych konkurencji w tym w kwestii do białości rozpalającej umysły uczonych. Naukowcy przyzwyczaili się do prowadzenia akademickich sporów ponad głowami samych zainteresowanych. Rzecz dotyczy etnogenezy Łemków. Historycy już dawno odpadli w tym współzawodnictwie. Rozdział pt. Pół wieku z kolonizacją wołoską Antoni Kroh inicjuje zdaniem: Na studiach etnograficznych kazano nam przeczytać „Migracje wołoskie” Kazimierza Dobrowolskiego, podstawową literaturę przedmiotu. Przeczytałem, zaliczyłem, uznałem sprawę za zamkniętą. A więc: bałkańsko – rumuńskie ludy pasterskie, zwane Wołochami, posuwając się ku północy łukiem Karpat, mieszały się z ludnością tam żyjącą. Gdy dotarły do Karpat Zachodnich, w ich składzie etnicznym przeważał element ruski[12]. Po latach autor zauważył, że sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana i z właściwym sobie humorem skonstatował: Kolonizacja wołoska miała miejsce lub nie, zależy, z kim się rozmawiało[13]. W kwestii tej nie było zgodności głównie pomiędzy historykami polskimi a ukraińskimi, ale też słowackimi, węgierskimi czeskimi i rumuńskimi. Licytowanie, kto w Beskidzie Niskim mieszka „od zawsze”, a kto „dopiero” od kilkuset lat, czyli jest „przybyszem”, to pozostałość tarć, które w drugiej połowie XIX i początkach XX wieku przetoczyły się od Bałkanów po Finlandię i towarzyszyły formowaniu się nowoczesnych narodów[14].
W przybliżaniu czytelnikom zawiłych procesów społecznych Kroh sięga po polskie przykłady: Nasi dziadowie i pradziadowie bronili się przed zatratą, walczyli o przetrwanie, szukając wsparcia u sławnych rodaków. Walczyliśmy na noże z Niemcami o Kopernika i Wita Stwosza[15]. Wymienia też, żałując przy okazji, że nie zdołał pokazać na zorganizowanej przez siebie wystawie pt. Łemkowie, Лемкы (Muzeum Okręgowe w Nowym Sączu – 1984 r.), portretów znanych przedstawicieli tej społeczności. Przyznaje, że nic nie wiedział na temat Emiliana Czyrniańskiego z Florynki, profesora i rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego, twórcy podstaw polskiej terminologii chemicznej, ani nie znał postaci Bohdana Ihora Antonycza z Nowicy, wybitnego poety ukraińskiego. Rozważania na temat pochodzenia Łemków kończy: Bo przecież Łemkowie są w Beskidzie Sądeckim i Niskim niepodważalnymi autochtonami. Świadczą o tym groby pielęgnowane i te opuszczone, cerkwie i cerkwiszcza, ślady zarębków, legendy, kapliczki, nazwy geograficzne, podmurówki, stroje, pieśni, pamięć zbiorowa,, poezja, proza, brzmienie nazwisk, dokumenty urzędowe, przypadkowe wzmianki w literaturze polskiej, węgierskiej, austriackiej. Wszystko. Niepotrzebne im czyjekolwiek potwierdzenie, po prostu są autochtonami i już. A kolonizacja wołoska niechaj sobie żyje, zadręcza studentów i poprawia samopoczucie etnografom[16].
Cichy Raj
Łemkowszczyzna, pojmowana jako obszar spoisty pod względem kulturowym, została roztrzaskana wedle planu konsekwentnie i niezauważenie wypełniającej się historycznej apokalipsy: modernizacji, rozkwitu nacjonalizmów i totalitarnej władzy. Ostatecznie bardzo archaiczny, zarówno co do sposobu życia jak i mocno tradycjonalistyczny w sferze wartości świat Łemków, poddany został piekielnej próbie wojen światowych uzupełnionej o masowe przesiedlenia. Hekatomby dwóch ogólnoludzkich konfliktów zbrojnych zachwiały egzystencją dużych populacji. Czegóż więc, w chorych od imperialnych ambicji czasach, spodziewać się mogła niewielka, niemal samowystarczalna społeczność mozolnie trudniąca się górską gospodarką?
Łemkowie zajmowali się rolnictwem, pasterstwem i wiejskim rzemiosłem. Poszczególne wsie wyspecjalizowały się w różnych rodzajach „przemysłu”: w Bartnem kwitło kamieniarstwo, w Nowicy wyrabiano drobne przedmioty z drewna, a maziarze z Łosia, korzystając z wypływającego w ich okolicy „oleju skalnego” (ropy naftowej), produkowali smar do wszelkiego rodzaju powozów i zaprzęgów, rozwożąc ów specyfik na odległość nieraz setek kilometrów. Pod koniec XIX wieku dochód, a często po prostu możliwość przetrwania kolejnych lat, zapewniała karpackim góralom emigracja za ocean[17]. Tam pracowali w stalowniach Pensylwanii, jak ojciec Andy Warhola[18] lub w manufakturach nowojorskiego Yonkers.
Jednolita Łemkowszyzna, nie licząc wewnętrznego podziału na wyznawców prawosławia i katolicyzmu w obrządku greckim, zwarta i bez kordonów, przetrwała do momentu upadku Austro – Węgier w 1918 roku. „Wielka wojna białych ludzi” pozostawiła jednak w życiu Łemków trudno gojące się rany. Uwidaczniały się one wśród górskich zboczy w postaci linii okopów z okresu walk pozycyjnych i krwawej bitwy pod Gorlicami (2- 5 maja 1915 r.) oraz w postaci licznych – do dziś dobrze zachowanych i „internacjonalistycznych” – cmentarzy. Gorsze były jednak okaleczenia duszy. W zbiorowej pamięci Łemków utkwił pocisk skierowany tam przez Austrię. Dzisiejsi pasażerowie lądujący w Grazu niekoniecznie zdają sobie sprawę, że płyta lotniska kryje pozostałości zorganizowanego tam w 1914 r. dla Rusinów obozu internowania „Talerhof”. Próchniejące imperium Habsburgów uśmierciło w nim elitę społeczności łemkowskiej.
Do drugiej wojny światowej Łemkowie przetrwali przedzieleni polsko – czechosłowacką granicą państwową. W 1944 w ich okolicach miała miejsce wyjątkowo krwawa bitwa o Przełęcz Dukielską (8 września – 30 listopada 1944 r.). Najgorsze nadeszło jednak w latach 1946 – 47. Górskie wioski pustoszały w dwóch etapach. Najpierw „dobrowolnie – przymusowo” wysiedlono większość Łemków na teren sowieckiej Ukrainy, a w następnym roku resztę – w ramach operacji „Wisła” – wywieziono na tzw. Ziemie Odzyskane.
Atlantyda
Pustka wyzwoliła pytania. Poprzedziła je chwila buntu i intelektualnej niezgody na przygotowane przez poprzedników, tanie i stereotypowe odpowiedzi. Opowieść Kroha jest autopsją wynikłą także z cierpliwego słuchania. To rezultat rekonesansu odbywającego się w czasoprzestrzeni realnego świata. Wrażenia z lektury nolens volens ustawiają się w kontrze do egzaltacji znanych chociażby z poezji Jerzego Harasymowicza. Beskid Niski to kraj elegijny: rozsypujące się cerkwie, szarzejące od deszczu przydrożne figury, zarośnięte cmentarze, butwiejące ikony. I przyroda – witalna, kolorowa, bujna. Tym bardziej kolorowa i bujna, im posępniejsze ślady po dawnych mieszkańcach. Dokąd i dlaczego odeszli, czemu nie wracają, co się z nimi teraz dzieje – nie wiadomo[19]. Mimo to autor w ocenach postaci kojarzących się z Łemkowszczyzną bardzo racjonalnie rozstawia akcenty. W przypadku Harasymowicza przypomina wydobycie przezeń na światło dzienne – wbrew czujności peerelowskiej cenzury – słowa „Łemkowie” i publiczne pokazanie zdewastowanych cerkwi. Podobnie – w sposób wyważony – postąpił Kroh, wywołując na kartach książki postać Romana Reinfussa – jednego z najwybitniejszych etnografów polskich, który od czasów młodości zajmował się Łemkowszczyzną. Profesora Reinfussa wśród mieszkańców Beskidu Niskiego spotykało raczej sarkastyczne przyjęcie. Autor Za tamtą górą umiał jednak dostrzec i zobiektywizować przyczynę takiego stanu rzeczy. Romantyczna etnografia nijak się miała do dramatycznych wyborów, przed którymi stanęła ludność łemkowska w latach 30. XX wieku (rozdarcie narodowe i religijne).
Niektóre sytuacje opisane przez Antoniego Kroha przywodzą na myśl historie z Warmii I Mazur. Autor mimochodem wspomniał zwiedzanie mazurskich cmentarzy. W innym zaś miejscu przyznał, że jego środowiskiem naturalnym – w sensie rodzinnym – jest pogranicze katolicko – ewangelickie. Jaka zatem konkluzja? Być może platońska Atlantyda jest tylko jedna. Może też być tak, że jej ląd ujawnia się z niebytu – niezależnie od szerokości geograficznej – ale tylko w takich miejscach, które zdolny jest dostrzec wzrok o odpowiedniej wrażliwości.
[1] Antoni Kroh, Za tamtą górą. Wspomnienia łemkowskie, Warszawa 2016.
[2] Tamże, s. 270.
[3] Stanisław Kryciński, Łemkowszczyzna po obu stronach Karpat, Rzeszów 2015.
[4] Roman Reinfuss, Karpacki świat Bojków i Łemków. Fotografie, Olszanica 2016.
[5] Jarosław Giemza, Cerkwie i ikony Łemkowszczyzny, Rzeszów 2017.
[6]Janusz Rieger, Mały słownik łemkowskiej wsi Bartne, Warszawa 2016.
[7] Antoni Kroh, Za tamtą górą, s. 260.
[8] Tamże, s. 271.
[9] Tamże, s. 73.
[10] Tamże.
[11] Tamże, s.75.
[12] Tamże, s. 111.
[13] Tamże.
[14] Tamże, s. 112.
[15] Tamże , s. 118.
[16] Tamże, s. 120.
[17] Zob. Martin Pollack, Cesarz Ameryki. Wielka ucieczka z Galicji, Wołowiec 2011.
[18] Zob. Victor Bockris, Andy Warhol. Życie i śmierć, Warszawa 2005.
[19] Antoni Kroh, Za tamtą górą, s. 12.