Kilka refleksji na temat podręcznika „Dziedzictwo ziem pruskich. Dzieje i kultura Warmii i Mazur”
Można rzec: nareszcie! Po długich staraniach ukazała się bardzo oczekiwana książka – kompendium. Zatytułowano ją z szacunkiem dla najstarszych mieszkańców naszego regionu. Podczas wertowania stron początkowych rozdziałów (pradzieje, średniowiecze) ujawnia się duch „Pruthenii”- towarzystwa naukowego z Olsztyna, inicjatora podręcznika. W nagłówku autorzy starają się wyeksponować relację depozytu – spadkobierstwa, jaka zachodzi pomiędzy współczesnymi a poprzednimi pokoleniami mieszkańców ziem określanych obecnie jako „Warmia i Mazury”. To ważne, bo jest to pierwsze vademecum dziejów regionalnych wydane z myślą o nauczaniu. Stanie się więc ono, nolens volens, paradygmatem dla każdego, kto podejmie – wcale niełatwą – próbę dydaktyzacji historii dawnych Prus.
Jestem przekonany, że książka znajdzie czytelników nie tylko wśród młodzieży, choć autorzy tak właśnie określili adresata. Stąd przystępny język i towarzysząca narracji, charakterystyczna dla szkolnych wydawnictw, tzw. obudowa dydaktyczna w postaci pytań, fragmentów tekstów źródłowych, biogramów, ramek z objaśnieniami trudniejszych pojęć, ciekawostek, mapek, ćwiczeń i osi czasu. Ilustracje i szata graficzna stanowią mocną stronę wydawnictwa. Użyteczny walor posiadają także, otwierające niektóre rozdziały, słowniczki nazw miejscowości z podanymi odpowiednikami niemieckimi ewentualnie rosyjskimi lub litewskimi. Tekst w układzie chronologiczno – problemowym przedstawia zagadnienia z zakresu historii politycznej, charakteryzuje kwestie społeczno – ekonomiczne i kulturowe. Czytelnicy znajdą w nim odsyłacze do pozycji bibliograficznych, umożliwiających pogłębienie wiedzy w zakresie wątków poruszanych w obrębie poszczególnych jednostek tematycznych. Cały ów sztafaż służący kształceniu, w tym samodzielnemu, jest klasycznej, aczkolwiek wysokiej próby.
Podręcznik trafia do odbiorców – nominalnie uczniów – w szczególnym czasie. W kraju prowadzone są protesty głodowe w obronie historii w szkole. Zainicjowali je przedstawiciele dawnej, antypeerelowskiej opozycji. Za chwilę (od września), na skutek ignoranckich decyzji podjętych jeszcze przez minister K. Hall ruszy machina „usprawniania” oświaty historycznej. Pisałem o tym w grudniowym numerze „Debaty” (2011), nazywając rzeczy po imieniu: „ucieczka od historii.” W przypadku książki, której koncepcja i redakcja pochodzi od dr Izabeli Lewandowskiej z Uniwersytetu Warmińsko – Mazurskiego, mamy do czynienia z ruchem odwrotnym. Jest to wyjście do młodzieży. Jako nauczyciel wiem, że uczniowie wcale nie są obojętni na przeszłość. Właśnie historia regionalna, dzieje lokalne i rodzinne są kluczem do rozbudzenia historycznej wrażliwości młodych ludzi.
* * * * * * *
Płynne przejście od dziejów powszechnych, europejskich i ogólnopolskich do kursu historii regionalnej zamieszczono pod koniec książki. Jest to cenny esej prof. Andrzeja Piskozuba. Przemyślenia autora konsekwentnie kierują uwagę odbiorcy ku zasadniczym w takim podręczniku pojęciom, jak: „region” (w tym relacjom pomiędzy regionami przyrodniczymi a kulturowymi oraz relacjom pomiędzy regionami historycznymi a administracyjnymi) i „granica” (z rozróżnieniem granic linearnych i strefowych). Można dyskutować, czy ów wykład, niejako mimochodem tłumaczący czytelnikowi, jeszcze inne istotne dla niego terminy (w tym np.: „natione” i „gente”) nie powinien inaugurować podręcznika?
Esej rozbity został na trzy rozdziały, z których dwa pierwsze zatytułowano: „Rzeczpospolita Obojga Narodów – nasza unijna przeszłość ” i „Europa regionów – nasza unijna przyszłość”. Taka periodyzacja eseju przypomina podział na czas przed „naszą erą” i „naszą erę”, prowokuje też od razu do bardzo aktualnej refleksji. Zachowując entuzjazm co do jasności przekazu i kondensacji treści w tym fragmencie podręcznika, jednocześnie nie potrafię wywołać w sobie entuzjazmu dla treści podpisanych pod tytułem drugiej części tej dychotomii („nasza unijna przyszłość”). Euroregiony, w których prof. A. Piskozub – autorytet w badaniach nad dziedzictwem Rzeczypospolitej Obojga Narodów, upatruje szansę na „reanimację historycznych regionów Europy Środkowo – Wschodniej w nowej rzeczywistości, kreowanej przez Unię Europejską”, co prawda istnieją, ale praktyczna ich działalność w zasięgu wzroku mieszkańców tzw. „Warmii i Mazur ” jest nikła. Obawiam się, że Bruksela „kreując” dla mieszkańców naszego małego kraiku za chwilę obecny tu „mały ruch graniczny”, nie tyle odbuduje dawne więzi regionalne, ile raczej dopuści do osmotycznego przenikania idei i obyczajów, choć wypływających z Królewca, to jednak nie biorących za podstawę Kantowskiego imperatywu kategorycznego. Zgadzam się natomiast, że pierwszorzędnym zadaniem edukacyjnym, jakie można stawiać na przyszłość, jest uświadomienie potrzeby powrotu do nazwy „Prusy”, zamiast utrzymywania sztucznego zlepku onomastycznego pod tytułem „Warmia i Mazury”. Podobnie, co jest szybsze do uzyskania i to właśnie dzięki treści zawartej w omawianym podręczniku, możliwe jest przeniknięcie do powszechnej świadomości z wiedzą na temat historycznych związków Królewca z Rzeczpospolitą, co zostało zaprzepaszczone dla wielu pokoleń uczniów i studentów wykształconych w czasach PRL, na skutek wybiórczej i tendencyjnej polityki historycznej, a co prof. A. Piskozub nie waha się nazwać „praniem mózgów”.
* * * * * *
Odchodząc od pytań o współczesność i przyszłość, wywołanych przez podręcznik odnoszący się jednak do przeszłości, podzielę się wrażeniem, jakie pozostawiają poszczególne jego rozdziały. Lekturę książki wielu czytelników uzna za propozycję założenia okularów. Otrzymają oni szansę ujrzenia całości dziejów regionu, jednakże im starszych i odleglejszych czasów treść będzie dotyczyć, tym wydawać się będą lepiej przedstawione. Opis drugiej połowy XX wieku i początku XXI pozostawi odbiorcę z niedosytem charakterystycznym dla krótkowzroczności. Dzieje najnowsze relacjonowane są z pozycji opatrzonej dewizą political correctness. Być może usiłuje się w tej części schlebiać nawet popularnym gustom. Korzystający z podręcznika w rozdziale „Różnorodność kulturowa i religijna współczesnego społeczeństwa Warmii i Mazur” – w rubryce „Warto wiedzieć”, otrzymają np. informację o sukcesie pop – folkowej kapeli w „Must Be The Music”, natomiast z pewnością nie dowiedzą się o obsypanym nagrodami, de facto pierwszym filmie, ukazującym powojenne losy Mazurów, tj. „Róży” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego, zrealizowanym, notabene, w regionalnych plenerach. Podobnie, jak „Różę”, w rozdziale „Życie kulturalno – oświatowe w regionie Warmii i Mazur”, potraktowano opiniotwórczy periodyk, dokładniej – regionalny miesięcznik, który od 2007 roku jest wydawany w Olsztynie. Pismo to od momentu powstania dużo uwagi poświęca tematyce historycznej i odkrywa nieznane karty z dziejów najnowszych. Czy nie dlatego, że winieta z tytułem: „Debata” niepokojąco wpływa na nastrój tutejszego establishmentu?
„Plastikowe” podejście do najmniej odległej przeszłości uwidacznia się również w pokazywaniu danych dotyczących naszego województwa. Nie przedstawia się jednocześnie kontekstu ogólnopolskiego. Wysoka stopa bezrobocia sytuuje region w czołówce województw niemogących poradzić sobie z tą plagą. Uczniowi ma wystarczyć zaś przedstawienie liczby 21,4% (dane sprzed roku wyrażające odsetek osób pozostających bez pracy) – niech sobie zinterpretuje ją jak chce.
Zresztą, akcenty rozstawiane w rozdziale „Warmia i Mazury w III Rzeczpospolitej” (winno być: Rzeczypospolitej) ocierają się o „propagandę sukcesu”. Komentarz do jednej z fotografii wygląda następująco: „Troską władz samorządowych województwa warmińsko – mazurskiego stało [się – przyp. aut.] rozwiązanie problemów ludności z byłych PGR – ów…” Nie zilustrowano zaś efektów wynikłych z „rozwiązania problemów”. Taką potencjalną ikonografię zastępuje przedstawienie obrad włodarzy województwa. Podpis pod innym zdjęciem oznajmia: „Mazury znalazły się w gronie 28 finalistów w konkursie na 7 Nowych Cudów Natury.” Szkoda, iż w treści podrozdziału „Nowa rzeczywistość” nie oddano głosu osobom kompetentnym (chociażby ze Stowarzyszenia na rzecz Ochrony Krajobrazu Kulturowego Mazur „Sadyba”), by w celnym cytacie poruszyć wrażliwość ekologiczną uczniów? Tłumaczenie zaś, że: „(…) wsparcie rozwoju gospodarczego oraz wolności myśli i słowa [chodzi o Unię Europejską – przyp. aut.] pozwoliły na budowanie tożsamości regionalnej i wzmacnianie więzi z tzw. małą ojczyzną”, narzuca tylko jedno pytanie: czyżby?
* * * * * * *
Zaciekawieni czytelnicy będą szukać w podręczniku miejsc i wydarzeń bardzo dobrze znanych im z historii lokalnej. Będą weryfikować stan własnej wiedzy z ujęciem dydaktycznym i akademickim. Jaki będzie wynik tej konfrontacji? Otóż nie zawsze będzie on korzystny dla podręcznika. Niektórym autorom nie udało się uniknąć błędów merytorycznych, a korekcie usterek natury językowej, w tym „literówek”. Na przykład mieszkańcy współczesnej Natangii, dumni z dokonań pruskiego Braverhearta, czyli Herkusa Monte, kojarzący dotąd jego osobę ze wsią Montyty (niem. Montitten), dowiedzą się, że dawną nazwę zastąpiły jakieś Mątyty koło Kamieńska (zamiast koło Kamińska). Bardzo dużo osób interesujących się dziejami II wojny światowej zdziwi się, że „największy obóz jeniecki w Prusach Wschodnich mieścił się w Królewcu (Stalag IA Stablack)”. Nawet historycy – amatorzy lokują ów stalag w okolicach miejscowości Dołgorukowo (dawny Stablack – Nord), w rosyjskiej części dawnych Prus Wschodnich, w pobliżu granicy z Polską.
Wydawca książki przyjął słuszne założenie stworzenia publikacji „wolnej od stereotypów i tendencyjnych przekłamań”. Niestety, kroku nie dotrzymali mu niektórzy z autorów. Przy okazji opisu powojennych przesiedleń nie zauważono chociażby Łemków – grekokatolików, grupę tę zdefiniowano po prostu jako… „miejscową ludność prawosławną”. Ogólnie należy stwierdzić, że tematykę mniejszości narodowych, ich historię na Warmii i Mazurach, potraktowano w kategoriach obowiązującej w tym zakresie „wojewódzkiej poprawności”.
Wiadomo, że konstruowanie podręcznika to sztuka syntezy – nie sztuka wyboru faktów lub zjawisk. Pominięcie istotnych rzeczy umniejsza efekt końcowy. Czego szukałem w książce i nie udało mi się znaleźć? Zauważyłem przykład gwary warmińskiej, nie widziałem fragmentu z gwarą mazurską ani przykładu wyrażeń w języku pruskim. Myślę, że dla uczniów byłoby to interesujące. W opisie życia kulturalnego pominięto zjawisko w postaci Teatru Węgajty. Prekursor „otwartego regionalizmu” – Wspólnota Kulturowa „Borussia” – to jedynie organizacja ułatwiająca proces „budzącego się i dojrzewającego dialogu kultur”.
Podanie losów pewnych postaci ułatwiłyby zrozumienie „genius loci” dawnych Prus. Dziwię się, że nie przywołano np. autorki „Nazw, których nikt już nie wymienia” – Marion Dönhoff, czy twórcy „Elegii pruskiej” – Johannesa Bobrowskiego. Zainteresowani poezją związaną z regionem nie odnajdą Konstantego I. Gałczyńskiego, a miłośnicy filozofii informacji o Immanuelu Kancie.
Podsumowując: myślę, że poza niewątpliwym walorem pierwszeństwa, podręcznik pod względem dydaktycznym jest w stanie spełnić oczekiwania nawet wybrednych odbiorców, natomiast merytoryczna wartość książki przypomina krajobraz naszego regionu – wyżyny i niziny, tereny piękne i zaniedbane.
* * * * * * *
Refleksje powyższe spisałem, nie przypisując sobie roli recenzenta. Nie chcę równocześnie, by mój głos był grzecznościowym stanowiskiem w sprawie zasadniczej. Mam tu na myśli historię regionalną. Tekst pisałem „sine ira et studio”. Poza tym, jestem ciekaw, czy po ukazaniu się podręcznika samorząd wojewódzki i samorządy lokalne skorzystają z przygotowanego kompendium i czy zainicjują lub będą wspierać – nie tylko deklaratywnie – lecz konkretnie, nauczanie dziejów regionalnych w szkołach?