Utopia internacjonalizmu – realizm inwigilacji

Debata - Styczeń 2010

Polityka narodowościowa krajów tzw. realnego socjalizmu wzbudza duże zainteresowanie nie tylko historyków zajmujących się dziejami najnowszymi. Badania realizowane w oparciu o niegdyś zupełnie niedostępne archiwa tajnych służb pozwalają uzyskiwać coraz głębszą wiedzę co do motywów, celów i praktyki politycznej władz komunistycznych w stosunku do mniejszości narodowych.
W dniach 21 – 23 kwietnia bieżącego roku odbyła się we Wrocławiu międzynarodowa konferencja pt. „Internacjonalizm, czy …? Działania organów bezpieczeństwa państw komunistycznych wobec mniejszości narodowych (1944 – 1989)”. Seminarium, goszczące historyków z Białorusi, Czech, Niemiec, Litwy, Polski, Rosji, Słowacji i Ukrainy, zostało zorganizowane przez: Instytut Pamięci Narodowej Oddział we Wrocławiu, Instytut Historyczny Uniwersytetu Wrocławskiego, Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka – Jeziorańskiego oraz Centrum Informacji i Rozwoju Społecznego we Wrocławiu.
Fundamentalne założenie ideologiczne marksizmu, to jest tzw. „internacjonalizm proletariacki” wprowadzony w życie najpierw w Związku Sowieckim, był następnie propagowany i narzucany siłą wszędzie tam, dokąd dotarły wojska Armii Czerwonej. „Internacjonalizm” znalazł się w konflikcie z dążeniami narodów Europy Środkowo – Wschodniej do samostanowienia pod koniec II wojny światowej i po jej zakończeniu. Nowe granice, przyzwolenie mocarstw na masowe przesiedlenia oraz to, co znacznie później określono jako „czystki etniczne”, spowodowały, że w utworzonych w naszej części Europy krajach komunistycznych stanęły naprzeciw siebie państwowe siły bezpieczeństwa i mniejszości narodowe.
W oparciu o wybrane wystąpienia z wrocławskiego sympozjum chciałbym czytelnikom „Debaty” nieco przybliżyć najnowszy dyskurs toczący się wokół instrumentarium realizacji postulatu internacjonalistycznego.

„Naród komunistyczny”

Wśród bardzo wielu tematów konferencji moją uwagę przyciągały poruszane co chwila w różnych wypowiedziach wątki związane z dziejami Ukraińców w XX w. Nie udało się im po I wojnie światowej uwieńczyć sukcesem starań o zbudowanie trwałej państwowości. Jako duży naród stali się mniejszością w II Rzeczypospolitej, w Czechosłowacji i w Rumunii. Sowiecka Ukraina była w tym samym czasie obszarem, w którym przystąpiono do realizacji projektu komunistycznego – mówiąc obrazowo – z wypisanym na sztandarach hasłem „internacjonalizmu”. Narzędziem partii bolszewików wcielającym w życie nową dewizę stały się organa NKWD. Celem strategicznym Lenina było „zlanie się narodów”, denacjonalizacja, utworzenie jednego quasi – narodu tj. „ludu komunistycznego”. Dla osiągnięcia takiego celu główny ideolog bolszewizmu był gotów na taktyczny zwrot, tj. na dopuszczenie przez pewien czas zasady „samookreślenia narodów” – stąd tzw. „ukrainizacja” – renesans języka i kultury ukraińskiej w wydaniu komunistycznym, zakończony zresztą szybko w drugiej połowie lat dwudziestych, po opanowaniu Kremla przez Stalina. Nowy przywódca ZSRS świadom, że komunizmu nie uda się roznieść po całym świecie, realizował tę ideologię wewnątrz własnego państwa, przez co nabrała ona cech jakby „narodowego komunizmu” lub „imperialnego nacjonalizmu”, bardzo podobnego do nacjonalizmu rosyjskiego. Rosjanie, którzy na Ukrainie byli mniejszością, stali się tu elitą władczą. Podczas seminarium mówiła o tym docent Iryna Musiienko z Charkowa.
W chronologicznym wykładzie zwróciła uwagę, że za Chruszczowa zakładano dojście w ZSRS do takiej sytuacji, w której poszczególne republiki stałyby się tylko pojęciami geograficznymi. Ów „postęp” kontynuował Breżniew. Chciano wówczas zupełnie pozbawić Ukraińców narodowej identyfikacji. Od lat 60. formułowano ahistoryczne twierdzenia, upowszechniane następnie w publikatorach. Do społecznej świadomości miały przeniknąć m.in. następujące mity:
– narody wchodzące w skład ZSRS przyłączyły się do tego państwa dobrowolnie,
– ruchy narodowe były w historii ruchami reakcyjnymi,
– Ruś Kijowska to nie jest fragment historii Ukrainy,
– Ukraińcy nie są samodzielnym narodem, są grupą etnograficzną pomiędzy Polakami a Rosjanami.
Uzupełnieniem tych zabiegów było przemilczanie wielkiego głodu i udziału Ukraińców w walce z faszyzmem w okresie II wojny światowej. Docent Musiienko swoje wystąpienie zakończyła wnioskiem, będącym powtórką konstatacji dokonanej przez Iwana Dziubę, pisarza z pokolenia lat sześćdziesiątych tzw. „szestydesiatnykiw”: internacjonalizm, to najbardziej niebezpieczny gatunek rosyjskiego nacjonalizmu.

W trybach III Rzeszy i ZSRS

Znakomite poszerzenie wypowiedzi doc. Musiienko, tyle że w dziedzinie stosunków międzynarodowych, znalazłem z wykładzie profesor Albiny Noskovej z Rosyjskiej Akademii Nauk. Omawiała ona geopolityczne aspekty problematyki mniejszości narodowych z obszaru Europy Wschodniej z pierwszej połowy XX wieku i odniosła się do sprawy ukraińskiej. Odtajnione dokumenty wywiadu sowieckiego, do których miała dostęp prof. Noskova, świadczą o tym, że Kreml był bardzo zaniepokojony działalnością ukraińskich ośrodków politycznych znajdujących się na terenie II Rzeczypospolitej. Nowe dane pozwalają także w inny sposób spojrzeć na wydarzenia z jesieni 1938 r., zwane kryzysem czechosłowackim oraz pakt Ribbentrop – Mołotow, nie tylko jako na zaprojektowany w 1939 r. rozbiór Polski, ale także jako rozstrzygnięcie nabrzmiałej kwestii ukraińskiej.
Moskwa obawiała się wówczas o bezpieczeństwo ukraińskiego odcinka zachodniej granicy ZSRS. Dokumenty sowieckiej „rozwiedki” świadczą, że przed konferencją monachijską (1938 r.) i w czasie jej trwania problem ukraiński był bardzo pilnie obserwowany nie tylko w Berlinie, ale i w pozostałych stolicach europejskich. Moskwa pozyskiwała w tej mierze bardzo dużo informacji zarówno od agentury, jak i z prasy europejskiej. Informacje docierały bezpośrednio do Stalina, Jeżowa i Berii. Kryzys czechosłowacki wywoływał spekulacje co do przyszłości Rusi Zakarpackiej. Dla Ukraińców kraj ten mógł odegrać rolę Piemontu i jak się okazuje wojskowe koła niemieckie rzeczywiście liczyły na rozwój „ukraińskiej irredenty”, podobnie oczekiwano na antysowieckie wystąpienie Japonii. Wojskowi niemieccy nawoływali Hitlera do umiaru w sprawie Czechosłowacji, gdyż wiedzieli, że Anglicy poparliby ukraińską państwowość wspomaganą przez Niemców na obszarze Zakarpacia, podobnie Francuzi. Rząd w Paryżu byłby spokojny o los Alzacji i Lotaryngii, gdyby uwaga Niemców skupiła się na Rusi Zakarpackiej.
Gdy w styczniu 1939 r. Sowieci zyskali pewność co do tego, że Anglia i Francja nie będą oponować przeciwko niemieckiemu poparciu sprawy ukraińskiej, w Moskwie zaczęto poważnie obawiać się agresji na sowiecką Ukrainę. Przewidywano ją na wiosnę tego samego roku. Kreml tymczasem próbował zorganizować na Zakarpaciu własną agenturę, podobnie zainteresował się sprawą Galicji Zachodniej. Mimo, że region ten nigdy nie należał do Rosji, dla NKWD – jak widziano to z pozycji Kremla – nie stanowiłoby problemu po ewentualnym zdobyciu Galicji, powstanie licznej mniejszości polskiej na powiększonej o tę ziemię sowieckiej Ukrainie. I jakkolwiek złowrogo by to zabrzmiało, dla sowieckiej bezpieki stłumienie sprawy polskiej w Galicji „byłoby kwestią techniki i czasu”.
W tym aspekcie z wystąpieniem prof. Noskovej bardzo korespondowała wypowiedź profesora Mikołaja Iwanowa. Sytuację Polaków w ZSRS w okresie apogeum stalinowskich „czystek” porównał do sytuacji Żydów w III Rzeszy. Zauważył, że w historiografii niemal zapomniano o Polakach eksterminowanych w drugiej połowie lat 30. na obszarze Związku Sowieckiego. Jedno z głównych skupisk mniejszości polskiej w ZSRS – „Marchlewszczyzna” – znajdowało się w okolicach Żytomierza na Ukrainie. Mikołaj Iwanow – niegdyś dysydent, a obecnie historyk z Uniwersytetu Opolskiego, przytoczył dane, z których wynika, że w 1938 r. aresztowano 143 tys. osób narodowości polskiej, z czego 80 % skazano na śmierć. Na spisach nazwisk rozstrzelanych w okresie „wielkiego terroru” widniały dopiski: „polski faszysta”, stąd dla ówczesnego pokolenia Rosjan faszyzm kojarzył się najpierw z Polakami, a dopiero później – po 1941 r. – z Niemcami.
Trudno nie zastanawiać się nad innymi opiniami prof. Iwanowa, chociażby w kwestii poświęcania uwagi ofiarom Katynia i ofiarom „wielkiego terroru”. Proponuje on inaczej rozkładać akcenty, skoro liczba ofiar „wielkiego terroru” przewyższa kilkakrotnie liczbę zamordowanych w Katyniu. Dla prof. Iwanowa „wielki terror” miał „polski kształt”, a Polacy byli „pierwszym narodem ukaranym”.
W rozumieniu Stalina powersalska Polska stanowiła państwo faszystowskie, a jej rozbicie przez Armię Czerwoną stwarzało możliwość poszerzenia granic państwa budującego komunizm. W latach 1939 – 41 na opanowanych przez Sowietów obszarach Galicji i Wołynia organy nowej władzy wysuwały hasła „sprawiedliwości społecznej”, szerzyły swoisty „kult przemocy wobec burżujów” i otwarcie zachęcały ukraińskich chłopów do napadów na dwory i przedsiębiorstwa. Po agresji III Rzeszy na ZSRS w 1941 r. działały tu sowieckie grupy dywersyjne starające się utrzymać stan anarchii na tyłach wojsk niemieckich. Sowieci wymagali, by ukraińscy wieśniacy wspomagali ich wywiadowczo przeciw Niemcom, ale też przeciw OUN – UPA. Armia Czerwona, zajmując ponownie w 1944 r. Wołyń i Galicję, zastała społeczność biedną i wycieńczoną, ale zorganizowaną, w tym też militarnie.
Działania władz sowieckich ukierunkowano na wyeliminowanie UPA i AK oraz osób je popierających. Profesor Igor Ilyushyn z Kijowa przedstawił mechanizm dezinformacji jako instrument polityki „divide et impera” stosowany przez Sowietów wobec ludności polskiej i ukraińskiej w latach II wojny światowej i po jej zakończeniu. Mówił o ogromnej liczbie zeznań odebranych przez NKWD od pojmanych akowców i upowców mających świadczyć o współpracy AK i UPA z Niemcami. Zapotrzebowanie sowieckiego aparatu bezpieczeństwa na potwierdzenie faktów takiej współpracy każe z dużą ostrożnością podchodzić do dokumentów wytworzonych wtedy przez NKWD. Rok 1944 oznaczał otwarcie nowego etapu antagonizmu polsko – ukraińskiego. Polacy i Ukraińcy w obliczu wspólnego wroga zawierali, co prawda, lokalne układy, ale do ogólnego zawieszenia broni pomiędzy tymi stronami nie doszło. OUN – UPA i AK zostały rozbite.

Homogenia

Polscy komuniści, najpierw w Moskwie, a później w kraju przyjęli ideę budowy nowej Polski jako państwa jednolitonarodowego. Zwolennikiem państwa homogenicznego pod względem narodowościowym był chociażby Władysław Gomułka. PPR określała się jako partia narodowa. Profesor Grzegorz Strauchold, znawca problematyki ludności autochtonicznej, stwierdził, że z bardzo dużą nieufnością patrzono na Niemców mających ochotę wstąpić do PPR-u, partii nominalnie „internacjonalistycznej”. Po 1945 r. władze odmiennie traktowały poszczególne mniejszości narodowe, brano przy tym pod uwagę ich liczebność i stopień skonfliktowania z polską większością.
Komuniści w Polsce zdawali sobie sprawę, że przesiedlenia całych grup mniejszości narodowych były społecznie akceptowane i to z kilku powodów. Po pierwsze – wysiedlenia Niemców i wymiana ludności z odpowiednimi republikami Związku Sowieckiego zostały „usprawiedliwione” postanowieniami i umowami międzynarodowymi, a po drugie – doświadczenia wojenne wpłynęły na postrzeganie usunięcia „obcego” jako faktu na pewno nie negatywnego.
W okresie umacniania się władzy komunistów w Polsce, około 1949 r., gdy już nie trzeba było, jak się wyraził prof. Grzegorz Hryciuk, „kokietować” społeczeństwa polityką nacjonalistyczną, zaczęto modyfikować dotychczasowy stosunek do mniejszości. Zmiany zaczęły się zarysowywać jeszcze przed rokiem 1956. Natomiast w przełomowym czasie 1956 roku pozwolono na założenie towarzystw społeczno – kulturalnych, po jednym dla każdej narodowości (najpóźniej, w kwietniu 1957 r. powstało Litewskie Towarzystwo Społeczno –Kulturalne). Wkrótce owe organizacje władze zaczęły traktować jako narzędzie nacisku na przedstawicieli mniejszości.
Na przykładzie Ukraińskiego Towarzystwa Społeczno –Kulturalnego łatwo zauważyć, że już od zarania istnienia tejże organizacji najbardziej artykułowana przez ludność ukraińską potrzeba tj. otwarcie możliwości powrotów w rodzinne strony, została zlekceważona na rzecz umożliwienia Towarzystwu różnych przedsięwzięć, np. na niwie kultury. Dbano przy tym, aby w UTSK nie zaczął górować tzw. „nurt nacjonalistyczny”.
Towarzystwa „mniejszościowe” były przez cały okres PRL finansowe oraz kontrolowane administracyjnie i operacyjnie przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Ośrodek kreowania całokształtu polityki „ludowego” państwa wobec mniejszości narodowych około połowy lat 60. – według prof. Eugeniusza Mironowicza – przemieścił się z Komitetu Centralnego PZPR do resortu spraw wewnętrznych (MSW).
Dekada gierkowska, charakteryzująca się hasłem budowania w Polsce Ludowej „jedności moralno – politycznej narodu”, skazywała działalność towarzystw mniejszościowych na pełną dyspozycyjność i stagnację. W latach 80. sytuacja zaczęła się zmieniać. Mniejszości zostały zauważone, gdyż przedstawiciele ówczesnej opozycji zainteresowali się także kwestiami narodowościowymi. Władze próbowały z korzyścią dla siebie reagować na ukazanie się spraw narodowościowych, podtrzymując jednocześnie negatywne stereotypy na temat mniejszości lub próbując wykorzystać fakt istnienia „innych” do konsolidacji społeczeństwa i walki z opozycją.
Uwarunkowania polityczne, liczebność danej grupy mniejszościowej stanowiły według doktora Jarosława Syrnyka główne czynniki, od których zależała intensywność podejmowanych działań aparatu bezpieczeństwa PRL. Istotą działań SB w płaszczyźnie personalnej była wielokierunkowość. Można stwierdzić inwigilację osób, które były w zakresie zainteresowania nawet kilku pionów bezpieki. Ten sam człowiek w jednej sprawie mógł być np. tajnym współpracownikiem, zaś w innej poddawany był kontroli jako figurant. Takie wnioski wypływają z rozpoznania metod pracy operacyjnej organów bezpieczeństwa. Otwartym nadal pozostaje jednak szereg pytań ogólniejszej natury, np. czy grupy narodowe były specjalnie wyodrębnione jako przedmiot inwigilacji tylko dlatego, że były mniejszościami, czy też może ich inwigilacja była narzędziem realizacji szerszej polityki narzuconej przez stronę sowiecką?
Treści konferencji śledziłem przez pryzmat tematu ukraińskiego, ale myślę, że dla rozważań o mechanizmie konfrontacji: państwo komunistyczne i jego aparat bezpieczeństwa wobec mniejszości narodowych, wątek ten nie jest najważniejszy. Okazuje się bowiem, że metody stosowane przez władze krajów „demokracji ludowej” były podobne. Paradoks polegał na tym, że w propagandzie posługiwano się ideologią internacjonalizmu, natomiast w praktyce nie dopuszczano do swobodnego okazywania i wyrażania tożsamości. Kultywowanie tradycji narodowych wiązało się z oskarżeniami o nacjonalizm.
W arsenale środków stosowanych wobec mniejszości narodowych początkowo mieściły się wysiedlenia (w Czechosłowacji planowano np. wysiedlenie Polaków z Zaolzia), a następnie kontrola administracyjna, inwigilacja i represje (np. w 1983 r. Miklos Duraj sporządził raport na temat prześladowań Węgrów na Słowacji, za co został aresztowany). Odróżniano „dobrych” i „złych” przedstawicieli danej narodowości (np. po powstaniu NRD kreowano wizerunek „dobrego Niemca”). Wykorzystywano też przedstawicieli mniejszości do rozpracowywania ich rodaków za granicą (np. akcja „łączenia rodzin” służyła dla SB PRL do infiltracji ziomkostw w RFN). Cel tych wszystkich działań pozostawał niezmienny – chodziło o pełne podporządkowanie całości społeczeństwa władzy państwa komunistycznego.