Mickiewicz i Szewczenko – asynchroniczne przesłanie romantyzmu

Debata - Listopad 2010

Adam Bernard i Taras Hryhorowycz – herosi pośród własnych narodów, ich ducho­wi przywódcy. Stawali się wieszczącym natchnieniem dla sekwencyjnie nadchodzą­cych pokoleń, gdy te falowały w czasach buntów, szturmów i przełomów. A przecież czczono jednego i drugiego, wznoszono pomniki, w spiżu każąc zastygać kolejnym rocznicom – pietyzm aż nadto jaskrawy. W nimbie dzisiejszej codzienności, to… „kultowe” postacie. Być może oko Opatrzności próbuje dogmatu: na ile Polacy po­zostaną z Mickiewicza i na ile Ukraińcom biografia Szewczenki wypełni alegorię ich własnego losu?
Zatem: czy spotkali się kiedykolwiek? „Góra z górą …” – jak pięknie byłoby napisać – konsensualnie i ku pokrzepieniu serc, dysponując zbaw­czym dowodem na spisek nad-poetów. Ale nie zeszli się. Nie można zanotować jak o Mickiewiczu i Puszkinie w Petersburgu, że zawiązała się nić sympatii, a nawet zażyłość pomiędzy obu wielkimi poetami. A jednak… Są miejsca nadprzyro­dzone na świecie, które choć powiedzia­no o nich wszystko, nie przestają poufnie wyszeptywać słów dawno przekazanych spowiedzi. Wystarczy odwiedzić te cza­kramy i z natężoną uwagą zdzierać nawar­stwienia zdarzeń. Wilno chociażby. Czyż nie tam należy peregrynować, by ujrzeć „Matkę Boską, co w Ostrej świeci Bramie”, celę Konrada, uniwersytet, bruk, zaułki skądś znajome? Można gród nadwilejski postarać się czytać bez interpunkcji ste­reotypów i wówczas okaże się, że starożyt­na Rzeczpospolita, owa magnacko – szla­checka federacja plemion z ich językami i religiami, emanowała tam lawą eklek­tyzmów i synkretyzmów lub mówiąc po prostu: splotem zadziwień.
Na ścianie Uniwersytetu Wileńskiego widnieje obecnie tablica pamiątkowa z po­dobizną twórcy „Kobzarza” i podwójnym ukraińsko – litewskim passusem: „ Wilno drogie mojemu sercu”. Jest to cytat z Szew­czenki, a przecież w tym samym miejscu w 1815 r. rozpoczął był studia młody stypen­dysta przybyły z Nowogródka. W 1819 r. Mickiewicz pracował już w Kownie, a w 1824 r. – po wyroku w sprawie filomatów i filaretów, w rosyjskiej kibitce na zawsze opuszczał kraj lat dziecinnych. Następnie podążył z nadnewskiej sto­licy despotów: Piotro – grodu, poprzez ukrainne ziemie i pradawny Kijów, na Krym. W jednym z sonetów( „Pielgrzym”) wyraził stan duszy: „Litwo! Piały mi wdzięczniej twe szu­miące lasy Niż słowiki Bajdaru, Salhiry dziewice I weselszy deptałem twoje trzęsawice Niż rubinowe morwy, złote ananasy.” W Odessie zaczął też pisać „Powieść z dziejów litewskich i pruskich”, znaną bar­dziej jako „Konrad Wallenrod”.
Pięć lat po wyjeździe Mickiewicza z Wilna – w 1829 r., w orszaku sług ary­stokraty Pawła Engelhardta, przybyłym z Kijowa, znalazł się utalentowany malarsko „kozaczek”. Wtedy nikt nie był w stanie przewidzieć, że nieprzeciętne zdolności byłej pańszczyźnianej sieroty w dalekiej przyszłości zostaną uwiecznione napisem na ścianach szacownej uczelni. Engelhardt nakazał siec rózgami Szewczenkę za noc­ne rysowanie w płomieniach świec. Dzień 6 grudnia ukraiński wieszcz zapamiętał na zawsze: zabrano mu godność, wolności osobistej nie posiadał od urodzenia.
Nieopodal gotyckiej perły Wilna – kościoła św. Anny znajduje się teraz sta­tua autora „Pana Tadeusza”. Świątynia w 1830 r. stała się miejscem spotkań Szew­czenki i nieco starszej od niego Polki – Ja­dwigi Husykowskiej. Nawet po latach w swym pamiętniku sterany życiem ukra­iński poeta zapisał: „We śnie widziałem kościół św. Anny w Wilnie i miłą Dziu­nię, czarnobrewą Husykowską, która się tam modliła”. Husykowska była biedną szwaczką, ale imponowała „kozaczkowi” także i tym, że posiadała dar wolności – była wolnym człowiekiem. Biografowie Szewczenki przyznają, iż zawsze w swej twórczości uwidoczniał on i podkreślał potrzebę bycia wolnym, tak w sensie spo­łecznym, jak i wewnętrznym, psycholo­gicznym. Niestety, uwolnienie z przekleń­stwa pańszczyzny spotkało go dopiero w połowie 47-letniego życia dzięki pokaźnej sumie wyłożonej przez petersburskich przyjaciół.
Szewczenko z Husykowską porozu­miewał się po polsku. Znał ten język jesz­cze z Ukrainy, ale teraz mógł czytać Mic­kiewicza w oryginale. Polszczyzna stała się dla naddnieprzańskiego lirnika trzecim, po ukraińskim i rosyjskim, językiem, któ­rym doskonale władał.
Pierwszy drukowany wiersz Mickie­wicza pochodzi z beztroskich czasów 1818 r. Jest to „Zima miejska” opubliko­wana w „Tygodniku Wileńskim”. Prymicje plastyczne Szewczenki w postaci „Popier­sia kobiety” miały miejsce nad Wilją. Do wileńskich prac utalentowanego Ukraińca zalicza się też „Portret ojca”, odnaleziony tam dopiero w 1917r. Gdy Szewczenko ogłosił pierwsze poezje (1837, Peters­burg), Mickiewicz w Paryżu pokrzepiał emigrantów księgami „Pana Tadeusza”. Wileński okres w życiu Tarasa Szew­czenki przerwał wybuch powstania listopa­dowego. Paweł Engelhardt jako rotmistrz pułku rosyjskich ułanów zajął się sprawa­mi wojennymi, a swoją służbę odesłał do stolicy carów. Osiemset wiorst z Wilna do Petersburga Szewczenko przebył pieszo, w dziurawych butach, bojąc się, by nie od­mrozić nóg. Mickiewicz o wybuchu po­wstania dowiedział się, będąc w Rzymie. Obaj wieszczowie często wracali my­ślami do Wilna. Szewczenko w wierszu „W Wilnie grodzie przesławnym” wspo­minał uniwersytet, Ostrą Bramę, zamek i Wilię, a w powieści „Twórca” odniósł się do postaci znanej bezpośrednio Mickie­wiczowi, tj. do Joachima Lelewela, nazy­wając go wybitnym historykiem.
Poeci pomarli na obcej ziemi. Tuła­cze życie zakończyli z dala od rodzinnych stron: Mickiewicz w Konstantynopolu, bo tam Michał Czajkowski (Sadyk Pasza) zamierzał stworzyć legion wskrzeszają­cy Polskę i Kozaczyznę, a Szewczenko Sankt Petersburgu po ciężkich latach ze­słania. Pochowano ich w najświętszych miejscach: Mickiewicza na Wawelu, a Szewczenkę „wśród stepu szerokiego” na Czerneczej Górze nad Dnieprem. Ich twórczość absorbowała współcze­snych i potomnych. Dzieła ukraińskiego poety na język polski przekładał już Wła­dysław Syrokomla, a losem fascynował się w latach 60. XX wieku Jerzy Jędrzejewicz, wydając „Ukraińskie noce”, życiorysem geniusza nazywając w podtytule przed­miot własnej fascynacji. Twórczość Mic­kiewicza tłumaczył na ukraiński Maksym Rylski, osiągając wyżyny sztuki translator­skiej i delektując się muzycznością strof „Ostatniego zajazdu na Litwie”.
W niektórych biografiach Szewczenki wzmiankuje się o jego pobycie w Warsza­wie. Jednak, jak się wydaje, przypuszczenia te są niesłuszne (Szewczenko nie sięga pa­mięcią do takiej wizyty na kartach swojego dziennika). Skądinąd wiadomo, że Mickie­wicz nigdy w Warszawie nie był. Między wzajemną nieznajomością Mickiewicza i Szewczenki, pomiędzy ich odmiennościa­mi, zrządzeniem losu stanęło Wilno. Daw­na stolica Wielkiego Księstwa Litewskie­go wyłoniła się w pierwszej połowie XIX wieku jako romantyczna wyspa uniesień, nadziei i wspomnień. Spójrzmy w tamtą stronę. Wobec Warmii i Mazur to najmniej odległe rozstaje dróg, którymi przeszli obaj twórcy. Jeden z nich w 1845 r. zapisał:

„A mnie zaś w rodzinie waszej Mocnej, świeżej, nowej Przypomnijcie, wspominając Łagodnymi słowy.” 1

Kres życia każdego z nich był akcentem przyciągającym brzmienie etosu, któremu się poddali – nie formą zabrania doczesno­ści. Puste zatem pozostają wszelkie formy apoteozy bardów, jeśli pod nimi sczezają wieszcze treści.


Przypisy

  1. („Testament” Tarasa Szewczenki – w przeł. Jarosław Iwaszkiewicz)