Prusy – kraina niewolników?

Regionalia - Lipiec 2015

Chritian i Jeanette przy wiadukcie kolejowym koło Górowa Iławeckiego, 20 maja 2015
Chritian Libaud i Jeanette Robelin z d. Libaud przy wiadukcie kolejowym koło Górowa Iławeckiego, 20 maja 2015 r., fot. archiwum J.N.

Codziennie otrzymujemy jakieś powiadomienia, sms-y, maile, listy. Zdarza się, że wysyła je nam także… przeszłość. Idąc nawet przez 70 lat, może przebić się do świadomości głos zdarzenia, które nakazało w dniu 20 maja bieżącego roku niewielkiej grupie osób bacznie rozglądać się wśród świeżej zieleni. Oczy, a nawet narzędzia radiestezji, szukały śladów nieoczekiwanej śmierci. Christian Libaud w podróż zapoczątkowaną w nadatlantyckim Brem sur Mer zabrał różdżki.

Nieczynny wiadukt

Kres życia nigdy nie jest pożądany. Tym bardziej nie spodziewał się jej jeniec, który po czterech latach niewoli zyskiwał wreszcie nadzieję powrotu do domu. Nadzieja szybko okazała się płonna. Ojciec Christiana – Paul Albert Libaud, zginął 2 lutego 1945 roku przed kolejowym wiaduktem położonym nad drogą z Landsberga (Górowa Iławeckiego) do Heilsberga (Lidzbarka Warmińskiego).

Paul Albert Libaud
Paul Albert Libaud – żółnierz armii francuskiej, od 1940 r. jeniec Stalagu I A Stablack, fot. archiwum J.N.

Różdżki wychylały się i przekonująco wskazywały obszar pochówku. Dzieci francuskiego żołnierza: rodzeństwo Christian i Jeanette (Robelin), byli wyraźnie wzruszeni. Nigdy nie byli na miejscu śmierci swego ojca. Do krainy, którą w swoim języku nazywają Prusse Orientale, przyjechali wraz z małżonkami. Szlak przetarli im wcześniej przyjaciele rodziny – Christian i Margueritte Praud. Prekursorskie odwiedziny państwa Praud miały miejsce pięć lat temu (zob. art. J. N., Gdy historia zatacza koła – „Goniec Bartoszycki”, listopad 2010).

Kamraci z niewoli

Paul Albert Libaud miał dobrych przyjaciół. Podobnie jak ojciec Christiana i Jeanette znaleźli się w Kommando Reddenau. Miejscem pracy tej grupy jeńców francuskich było więc dzisiejsze Rodnowo. Zatrudniano ich w gospodarstwach rolnych zarówno w wiosce, jak i w jej okolicy. Darmowej siły roboczej dostarczał Stalag I A Stablack – założony jeszcze we wrześniu 1939 roku obóz więźniów Wehrmachtu. Libaud znalazł się w tym największym w Prusach Wschodnich miejscu zniewolenia w dniu 23 czerwcu 1940 roku. Córka Paula Alberta Libaud, która 20 maja 2015 roku odwiedziła Górowo Iławeckie, nie miała możliwości w ogóle poznać swego ojca – urodziła się cztery miesiące po jego uwięzieniu. Mogła więc tylko odnaleźć jego grób, ale i o ten należycie nie zadbano. Kto i jak miałby to zrobić podczas apokalipsy ostatniego roku II wojny światowej?
Paul Albert Libaud, idąc przy wozie niemieckich gospodarzy uciekających przed Sowietami, zginął od karabinowej kuli. Ewakuująca się kolumna dostała się pod wściekły ostrzał na podejściu do Landsberga. Jednostki Wehrmachtu kontratakowały w tym dniu. Usiłowały okrążyć miasteczko od południa i wschodu oraz zamknąć i zniszczyć znajdujące się w nim siły czerwonoarmistów. Sowieci zdołali już bowiem, podążając z kierunku Bartoszyc, wejść do miasteczka. Na południowym przedpolu późniejszego Górowa Iławeckiego rozpętało się piekło.
Dwóch kolegów Libaud – świadków wydarzeń z 2 lutego 1945 roku, pozostawiło krótkie relacje. Wiadomości o śmierci towarzysza niedoli przekazali jego żonie. Jeden z nich narysował nawet plan, z zaznaczonym miejscem, gdzie pozostawiono ciało zabitego.

Upamiętnienie

Kamienne przyczółki nieczynnego wiaduktu kolejowego przed Górowem Iławeckim, to idealne miejsce, by przejeżdżającym pod nim współczesnym mieszkańcom Natangii i odwiedzającym ich gościom, opowiedzieć nie tylko historię Paula Alberta Libauda. Trzeba zdobyć się na godne upamiętnienie. Trzeba nadać znaczenie temu miejscu i trafnie odczytać podsuwany nam przez historię symbol, którym jest śmierć francuskiego jeńca właśnie w tym miejscu. Ciekawe, czy jesteśmy w stanie, jako lokalna społeczność, odpowiednio to zrozumieć?
Goszczący w Górowie Iławeckim Francuzi wyrazili chęć ekshumacji szczątków poległego jeńca. Mam nadzieję, że zamysł ten im się powiedzie. Kula, nie wiadomo – sowiecka czy hitlerowska, dosięgła człowieka,który podążał wraz z przydzielonymi mu w trakcie wojny nadzorcami, drogą ostatniej szansy. Upatrywano ją w szczęśliwym dotarciu do brzegów Zalewu Wiślanego. Gdy w mroźny dzień dla Paula Alberta Libauda świat przestawał istnieć, następowało równocześnie, nie tylko militarne, ale również i polityczne, przypieczętowanie losu Prus Wschodnich. Dwa dni po tragedii przy górowskim wiadukcie na Krymie rozpoczęła się międzynarodowa konferencja. Nikt wówczas nie przypuszczał, że Roosevelt z Churchillem zgodzą się na oddanie całej Europy Środkowej i Wschodniej w pacht Stalinowi. Oczekiwano szybkiego końca wojny. Przyszłość nie była jasna i nikt nie mógł przewidzieć skutków podjętych w Jałcie decyzji. Niemcy przyparci do brzegów Zalewu Wiślanego, w kurczącym się terytorialnie worku, doświadczali upadku budowanego tu przez ich przodków świata. Los „niemieckiego Wschodu” dobiegał końca.
Podczas majowej wizyty francuscy goście zwiedzili również górowskie muzeum „Dreyse”. Podziwiali pracę pasjonatów, którzy doprowadzili do powstania kolekcji i dbają o nią. Zrozumiałe, że tym razem zwiedzający skupili się na ekspozycji poświęconej Stalagowi I A Stablack. Widać było, że dzięki zgromadzonym tam przedmiotom mogli próbować wniknąć w atmosferę wydarzeń z 1945 roku. Na odchodne podziękowali i podzielili się refleksją: To, co tu zgromadzono, jest bardzo ciekawe. Proszę zrozumieć, że jednocześnie jest to dla nas ogromnie smutne…