Gra o majestat

Debata - Październik 2016

Game over! – zabrzmiałoby przed 550 laty, jeśli postawić angielszczyznę w roli języka traktatu toruńskiego. Gdyby nie akt z 19 października 1466 roku, dziś nie mówilibyśmy o „Warmii i Mazurach”. I wcale nie dlatego, że jest to onomastyczna plomba. Twórcy owego zlepka z czasów powojnia, rugując z map określenie „Prusy”, nie mieliby podstaw do pomysłu łączenia w nazewnictwie dawnego dominium biskupiego, podporządkowanego wtedy władcy z Krakowa, z fragmentem lennych Prus Zakonnych, gdyby nie Kazimierz Jagiellończyk i wygrana przezeń wojna z Krzyżakami.

Gra wyobraźni

           

Fragmentacja terytorialnego władztwa Zakonu Niemieckiego nad południowo – wschodnim Bałtykiem okazała się trwała. Ponad trzystuletniej  gwarancji temu  politycznemu dziełu Jagiełlowego syna udzieliła, powstająca stopniowo wewnątrz Królestwa Polskiego i promieniująca atrakcyjnością rozwiązań prawno – ustrojowych, republika szlachecka. Moment  narodzin Rzeczpospolitej zbliżał się nieuchronnie, a wydarzenia  z początku  wojny trzynastoletniej (przywileje cerekwicko – nieszawskie) zadziałały jak katalizator. Umocniły pozycję szlachty, zostawiając jednocześnie na głowie króla działania w sferze polityki zagranicznej, w tym dalsze prowadzenie zbrojnego konfliktu. Można zastanawiać się, czy najbardziej obfite źródła siły Rzeczpospolitej w epoce wczesnonowożytnej nie były bonusem dodanym do dwóch, różnych wydarzeń: pozytywnego finału wojny  lat 1454 – 1466 i ściślej zawiązanego w Lublinie węzła unii polsko – litewskiej w 1569 roku?

Obie, rozmieszczone w odległości jednego stulecia okoliczności, windowały bowiem państwo jagiellońskie do roli mocarstwa, a Jagiellonom nadawały status pierwszorzędnej w Europie dynastii. Co więcej, stanowiły przykład umacniania się polskiej monarchii  poprzez udzielenie pozytywnej odpowiedzi na dobitnie artykułowane potrzeby, dziś byśmy powiedzieli, obywateli ościennych krajów. Gdańszczanie nie byli prorokami i nie mogli przewidzieć przyszłych konfliktów z polskimi królami, takich chociażby, jak wojny ze Stefanem Batorym, ale doskonale zdawali sobie sprawę, że rozwój ich hanzeatyckiego miasta nie może odbywać się warunkach dokręcanej przez Krzyżaków fiskalnej śruby. Analogicznie o rządzących  twardą ręką zakonnikach myślano w Elblągu, Toruniu i innych, pomniejszych miastach pruskich. Podobnie: do znanych z obszaru Korony wolności lgnęła ruska  szlachta i litewscy bojarzy pod koniec lat 60. XVI w. Przywołane tu grupy odstręczał oligarchiczny  i ograniczony do kilku wielkich rodów sposób władania w Wielkim Księstwie Litewskim. Stąd łatwa akceptacja unijnych zamierzeń zaprojektowanych w akcie z Lublina.

 

Pruska wojna secesyjna?

Grupowe interesy wykształconych w okresie średniowiecza stanów społecznych ewidentnie zaważyły na genezie i przebiegu konfliktu polsko – krzyżackiego w okresie panowania Kazimierza IV. Mieszczaństwo wraz z rycerstwem Pomorza i Prus zamierzało wyemancypować się spod władzy „panów z Malborka”. Pierwsze nieśmiałe próby obrony  pomyślności rycerstwa zamieszkującego państwo zakonne podjął Eidechsenbund – Związek Jaszczurczy  (1397 r.). Grunwaldzka bitwa – to dopiero był szok dla umundurowanej w białe płaszcze korporacji. Jednak  podpisany  w 1411 roku I pokój w Toruniu, w  niewielkim  stopniu naruszył monolit Zakonu. Pogłębiający się deficyt w bilansie konfliktów z polską monarchią Krzyżacy zamierzali nadrobić przy pomocy sprawdzonych narzędzi: skutecznej dyplomacji i nadal ostrego miecza. Stąd poparcie dla rewolty Świdrygiełły i próba rozerwania więzi łączących Polskę z Litwą. Zawarty, na zakończenie wojny rozpoczętej jeszcze za życia Władysława Jagiełły, pokój w Brześciu Kujawskim (1435 r.), stanom pruskim jako gwarantom tegoż aktu, prekursorsko podarował możliwość wypowiadania posłuszeństwa Zakonowi.

Krzyżackie państwo ciągle jednak stanowiło patrimonium Sancti Petri. Mnisi – rycerze stale mogli liczyć na zaangażowanie się papiestwa po ich stronie. Nie pomylili się. Biskup Rzymu potępił powstały w 1440 roku Preussische Bund – Związek Pruski, a po skończonej wojnie trzynastoletniej nie uznał postanowień II pokoju toruńskiego. Było to o tyle łatwiejsze, że w kurii papieskiej Zakon posiadał stałego delegata: prokuratora generalnego – osobę o kompetencjach pro-malborskiego spin doktora. Również cesarz spostponował członków opozycyjnej konfederacji, której przewodniczył warmiński szlachcic – Johannes von Baysen (Jan Bażyński). Innymi słowy ówczesne czołowe autorytety europejskie opowiedziały się przeciwko antykrzyżackiej i propolskiej organizacji. W konsekwencji znaczyło to również, że krakowski władca będzie musiał stawić czoła antyjagiellońskiemu kursowi w paneuropejskiej polityce.

Na szczęście Kazimierz IV okazał się być władcą zdecydowanym i konsekwentnym. Podjął rękawicę konfrontacji z groźnymi przeciwnościami: zrezygnował z mizernej jakości militarnych usług własnego rycerstwa, zaciągnął wojska najemne, a przede wszystkim, nie porzucił pruskich powstańców. Dotrzymał słowa. W trakcie nieszczęśliwej bitwy pod Chojnicami (18 września 1454 r.) osobiście sprawował dowództwo i dobywając miecza, walczył przeciwko Krzyżakom.

Polski król, wydając u progu wojny akt inkorporacji Prus – 6 marca 1454 r., zamierzał wziąć pod swój protektorat cały kraj – prowincję bogata, dobrze zorganizowaną, której społeczeństwo nie mogło pomieścić swych ambicji  w anachronicznym państwie misjonarzy. Dzieło nawracania pogan już dawno dobiegło końca. Tymczasem w teokratycznym dominium zdołała się już wytworzyć „polityczna” zbiorowość o prusko – niemiecko – słowiańskim pochodzeniu, która  – nie bacząc na różnice w rodowodach – solidarnie zapragnęła uwolnienia z gorsetu narzucanych przez korporację powinności.

 

Mechanika rozgrywki

 

Wydłużająca się do rozmiaru trzynastu lat wojna Korony Polskiej z Zakonem Niemieckim, obfita w momenty druzgocących klęsk i zwrotów akcji, była przede wszystkim nadzwyczajnie kosztownym dla obu stron przedsięwzięciem. Skarbiec wawelski pustoszał w oszałamiającym tempie. Zasilały go, z przeznaczeniem na kontynuacje walk, fundusze z miast, które  w przyszłości miały stać się częścią jagiellońskiej monarchii. Główny strumień, ratujących budżet pieniędzy, generował – pardon! – pożyczał Gdańsk. Został przez to obdarowany przez króla licznymi przywilejami. Mieszczanie hanzeatyckich portów nie szczędzili też własnej krwi. Kapitanowie gdańskiej i elbląskiej floty pokonali krzyżacką armadę na wodach Zalewu Wiślanego w 1463 roku.

 W historiografii niemieckiej wojna trzynastoletnia funkcjonuje jako wojna domowa – Bürgerkrieg, rozpoczęta powstaniem miast, których patrycjat zwrócił się do polskiego króla o pomoc. Rezultat pierwszej fali wystąpienia był piorunujący, powstańcy opanowali niemal wszystkie zamki zakonne (oprócz Malborka i Sztumu).  Krzyżacy, by zdusić bunt, również zostali zmuszeni do rekrutowania wojsk zaciężnych. Znaleźli przy tym zdolnego dowódcę – Bernarda Szumborskiego. Jaki był efekt? Jagiellońskie zwycięstwo było otarciem się o jakiś makiaweliczny geniusz: za uzyskane od niemieckich mieszczan pieniądze, na polach bitewnych Prus i Pomorza, krzyżowali ze sobą miecze przeważnie… niemieccy kondotierzy! Ci opłacani przez Kraków okazali w końcu swą wyższość nad tymi, których opłacił Malbork. Sama stolica zakonu stronie polskiej przekazana została przez zaciężne i czekające na żołd oddziały czeskie ( 8 czerwca 1457 r.)

Polski władca, decydując się na wojnę,  wcale nie był w łatwej sytuacji. Silną pozycję w kraju posiadał wówczas kardynał Zbigniew Oleśnicki.  Hierarcha sprzeciwiał się wojnie z Krzyżakami. Związkowcy pruscy szukali zatem kontaktu z monarchą poprzez królową – matkę Zofię Holszańską.  Ludwig von Erlichshausen – wielki mistrz Zakonu, w relacjach Prusaków z polskimi decydentami, szybko dostrzegł śmiertelne zagrożenie. Szykując się do obrony, nakazał umacnianie zamków. Przełomowe dla historii Prus wydarzenia następowały w negatywnie zapamiętanym, ze względu na los europejskiej cywilizacji, roku 1453. Doszło wtedy do największego tryumfu Turków – zdobycia Konstantynopola. Cesarz, widząc ostrożność Kazimierza IV w kwestii opowiedzenia się za którąś ze tron sporu: za Związkiem Pruskim lub za Zakonem Niemieckim, namawiał króla, by szykował siły na inną wojnę. Miała to być obrona chrześcijaństwa.

Wkrótce po ślubie  z Elżbietą Rakuszanką ( 9 – 18 lutego  1454 r.) – przyszłą „matką królów”, Kazimierz Jagiellończyk przyjął w Krakowie poselstwo Związku Pruskiego (20 lutego 1454 r.). Po kolejnych dwóch dniach Korona Polska wypowiedziała oficjalnie wojnę Zakonowi Niemieckiemu. 6 marca król zlikwidował państwo zakonne. Postanowienia inkorporacyjne należało teraz wprowadzić w życie. Na przełomie maja i czerwca 1454 r. monarcha, objeżdżając  nowe posiadłości,  odbierał  hołdy  składane przez miasta i biskupów pruskich. Pierwszy przysięgę wierności złożył Toruń (28 maja), 10  czerwca król był już w Elblągu. Podróż do Gdańska nie doszła do skutku ze względu na panującą tam zarazę. W Królewcu hołd odebrał królewski kanclerz – Jan Koniecpolski.

Po upływie trzech miesięcy nastąpiła jednak, wspomniana już wyżej, klęska pospolitego ruszenia pod Chojnicami. Pogrzebane zatem zostały nadzieje strony królewsko – związkowej na łatwą wygraną. Niektórzy dotychczasowi polscy stronnicy (w tym roty najemników) zaczęli  przechodzić na stronę wielkiego mistrza. W dużych miastach (Stare Miasto Królewiec, Lipnik, Toruń, Gdańsk) kilkukrotnie dochodziło też do antypatrycjuszowskich, a zatem antypolskich, zamieszek. Przyczynami rebelii były  rosnące obciążenia fiskalne spowodowane wydatkami wojennymi.  W sierpniu 1457 Ludwig von Erlichshausen, zmuszony opuścić Malbork wydany królowi przez Oldrzycha Czerwonkę, via Chojnice, przedostał się do Królewca. Tu w oparciu o nową stolicę próbował konsolidować opór. Około 1459 r. stało się jasne,  że Prusy ulegną podziałowi. Wielki mistrz starał się o pozostawienie w swoim władaniu jak największego terytorium. Cel był możliwy do zrealizowania. Dla przykładu: na Warmii broniły się już tylko polskie załogi Ornety i Fromborka. Losy wojny na korzyść Kazimierza Jagiellończyka odwrócił jego zaufany dowódca – Piotr Dunin, posługujący się nową taktyką. Zaciężni Dunina wraz z gdańszczanami zadali klęskę Krzyżakom  pod Świecinem (17 września 1462 r.).  W 1464 r. biskup warmiński Paweł Legendorf przestał popierać wielkiego mistrza i zawiesił antykrólewskie działania zbrojne. W toruńskim ratuszu, za pośrednictwem mediatorów z  Lubeki, wojujące strony rozpoczęły  pertraktacje pokojowe. Przerwano je po dwóch tygodniach, ponieważ Krzyżacy nie godzili się na żadne ustępstwa terytorialne. Kolejne rokowania rozpoczęto w 1465 r. na Mierzei Wiślanej. Swój finał znalazły w toruńskim Dworze Artusa.

Rozszerzenie gry

 Skutki wojny trzynastoletniej odczuwalne były w państwie zakonnym przez długie stulecia. Nie mogąc spłacić długów zaciągniętych wobec najemnych rycerzy, Krzyżacy  zdecydowali się na przekazywanie im na własność rozległych dóbr ziemskich. Fortuny np. Dohnów, Eulenburgów, Kunheimów, Finckensteinów, wyrosły z takich właśnie nadań.

Koronie Polskiej Kazimierz IV otworzył okno na świat. Trudno sobie wyobrazić gospodarkę I Rzeczpospolitej bez Gdańska czy też szesnastowieczną Wisłę bez szkut zmierzających do jej ujścia, zapełnionych po brzegi zbożem wyprodukowanym w szlacheckim folwarku. Dzięki traktatowi toruńskiemu Polska powiększyła się nie tylko o Pomorze Gdańskie. Panowanie Jagiellonów zostało rozciągnięte na ziemię chełmińska, michałowską, Malbork, Elbląg i Warmię. Zakon w Prusach – mimo, że nie bardzo godził się na tę rolę, traktowany był od tej pory jako lennik. Prawo wstępowania w jego szeregi uzyskali poddani królewscy.

 Zbyt mało, jak na trzynaście lat ciężkich zmagań z trudnym przeciwnikiem?