Prusy i exodus zwany "Wisłą"

Grekokatolicy - Grudzień 2009

Czym jest dla Ukraińców w Polsce ziemia dawnych Prusów? Jak ją widzą przez pryzmat własnej historii zapoczątkowanej dziejami ich średniowiecznej ojczyzny – Rusi Kijowskiej i przeciętej wydarzeniami wywołanymi deportacją w 1947 roku, tj. opuszczeniem stron rodzinnych?
Niegdysiejsze terytoria pruskie – dziś zwane Warmią i Mazurami – dla przymusowo przesiedlonych mieszkańców Łemkowszczyzny, Sanockiego, Przemyskiego, Jarosławskiego, Pobuża czy południowego Podlasia były jedynie poniemieckim terytorium, na którym – według państwowych rozporządzeń – mieli być oni rozproszeni i poddani władztwu sowieckiego wasala. Skomunizowana Polska zorganizowała represje wobec własnych obywateli, polegając na stalinowskim wzorcu. Zakładał on, że przymusowe migracje są narzędziem o podwójnym zastosowaniu: miał to być instrument polityki narodowościowej i sposób na zbudowanie całkowitej uległości wobec władzy.
Zajęta opresją „Wisły” świadomość Ukraińców przez długi czas nie była skłonna do przywiązywania większej uwagi i przypominania historycznych związków dawnych ziem pruskich z Rusią Kijowską, Księstwem Halicko – Włodzimierskim i Kozacczyzną. Kontakty te, nawet jeśli nie były intensywne, to należy je uznać za znaczące.

I. Gdy Ukraińcy byli Rusinami

„Przyjął więc król Daniel od Boga koronę w grodzie Drohiczynie wtedy, gdy szedł na wojnę (z Jaćwięgami) w towarzystwie syna Lwa i Siemowita księcia lackiego” 1. Przekaz latopisu pochodzi z 1253 r. i charakteryzuje sytuację przed jedną z wielu wypraw ruskiego władcy w kierunku ziem zamieszkałych przez plemiona pruskie.
Królewska korona – przesłana przez papieża – czekała na Daniela już parę miesięcy wcześniej w Krakowie. Książę wracał wówczas z wyprawy przeciwko Czechom, zorganizowanej wspólnie z Bolesławem Wstydliwym – księciem małopolskim. Władca Rusi Halickiej wybrał jednak własne patrymonium na miejsce koronacji, po czym z nadbużańskiego Drohiczyna ruszył dobrze sobie znanym szlakiem w kierunku jeziora Ełk.
Daniel Halicki – jako pierwszy i jedyny spośród ruskich książąt, który się koronował – uderzał na północ śladami innych Rurykowiczów, władców Kijowa.
Już bowiem w 1057 r. wielki książę kijowski, syn Jarosława Mądrego – Izjasław walczył z pruskim plemieniem Galindów. W kolejnych stuleciach: XII i XIII drużyny ruskich książąt ścierały się głównie z Jaćwięgami. Te same ziemie atakowali również książęta polscy. Między Rusinami i Polakami dochodziło do współpracy, ale też i do konkurencji w zwalczaniu Jaćwieży.
Polski książę dzielnicowy Konrad Mazowiecki, ten sam, który uzgodnił z Krzyżakami w 1226 r. ich przybycie do Prus, 20 lat później, na przełomie lat 1246/47, uderzył na Jaćwięgów poparty przez władców halickich: braci Wasyla i wspomnianego już wcześniej Daniela. Podobnie rzecz się miała w roku 1248, gdy Siemowit, syn Konrada, uderzył na Jaćwież, ponownie z Danielem i Wasylkiem Romanowiczami. W 1251 r. to książęta haliccy zażądali wsparcia od Mazowszan w kolejnej wojnie.
W walkach Polaków i Rusinów z Jaćwięgami brali też udział przedstawiciele innych plemion pruskich. Świadczy o tym fragment „Latopisu ruskiego”: „Następnego dnia, gdy przez nieumiejętność przewodników oni (tj. wojska księcia Daniela) zabłądzili, dwóch Warmów zabito, a trzeciego wzięto żywcem. Przyprowadzono go do Daniela i książę rzekł wtedy: ”Wyprowadź mnie na właściwą drogę a żyć będziesz” i podał mu rękę. Warm wyprowadził go i rzeszli wtedy rzekę Ełk. A nazajutrz, gdy przyszli (Jaćwięgowie), Prusowie i Bartowie wszyscy wojowie (Daniela) zsiedli z koni.” 2 Plemienna Warmia rozciągała się wzdłuż wybrzeża Zalewu Wiślanego, niewykluczone więc, że ów wspomniany w latopisie przewodnik Daniela pochodzić mógł z okolic późniejszego Fromborka lub Braniewa. Co do Bartów, to zaznaczyć należy, że sąsiadowali oni bezpośrednio z Jaćwięgami i zajmowali okolice Bartoszyc i Kętrzyna. Ostatecznie Jaćwież została pokonana w 1283 r. Nie zdobyli jej ani Polacy ani Rusini, stała się łupem Zakonu Krzyżackiego.
Przodkowie Ukraińców – Rusini z Księstwa Halickiego ponownie znaleźli się na ziemiach pruskich w 1410 r. Na pole bitwy grunwaldzkiej weszło m.in. rycerstwo chorągwi: lwowskiej, halickiej, przemyskiej, chełmskiej i trzech podolskich. Po raz pierwszy zetknęły się wówczas w trakcie jednej z największych batalii średniowiecza znaki nieobce współczesnym polskim i ukraińskim mieszkańcom Warmii i Mazur. Rusini, walczący po stronie Jagiełły, przynieśli bowiem następujące sztandary: „Dwunasta [chorągiew – przyp.aut.], ziemi lwowskiej, miała znak żółtego lwa wchodzącego na skałę na niebieskim polu. [od tych właśnie kolorów pochodzą barwy współczesnej flagi ukraińskiej – przyp.aut.] (…) Czternasta to chorągiew ziemi przemyskiej; miała jako znak żółtego orła na niebieskim polu z dwiema głowami odpowiednio nawzajem od siebie odwróconymi. (…) Siedemnasta, osiemnasta i dziewiętnasta – ziemi podolskiej. Z powodu obfitości rycerstwa miała ta ziemia trzy chorągwie. Każda z nich miała jako znak tarczę słoneczną na czerwonym polu.” 3. Natomiast jeden z oddziałów wielkiego mistrza po przegranej bitwie pozostawił wśród wielu innych znajomy sztandar. „Trzydziesta druga chorągiew, miasta Bartoszyc, miała za znak biały topór na czarnym polu.” 4
Bardzo interesujące wydarzenie z dziejów stosunków polsko – ukraińskich, a zarazem rozgrywające się na ziemiach pruskich, miało miejsce w XVII wieku. Król Polski Władysław IV, który planował działania wojenne przeciwko Szwecji, miał zamiar wykorzystać umiejętności Kozaków zaporoskich w walce na morzu. W lipcu 1635 r. w Królewcu adaptowano łodzie na czajki i oczekiwano przybycia kozackiego oddziału znad Dniepru. Poprzez Niemen i Pregołę Kozacy spłynęli wkrótce na Zalew Wiślany. W dniu 31 sierpnia 1635 r. w okolicach Piławy (obecnie Bałtijsk w Obw. Kaliningradzkim) Zaporożcy na własną rękę zaatakowali okręty szwedzkie. Wkrótce jednak Polska i Szwecja podpisały pokój, przez co pobyt Kozaków w Prusach stał się bezcelowy. 5
Dawna – pierwsza Rzeczpospolita, była dla przodków współczesnych Ukraińców i Polaków wspólnie zamieszkiwanym państwem. W XIX wieku obie nacje przechodziły rozmaite doświadczenia i zmiany, których wynikiem stały się starania o niepodległość zintensyfikowane w okresie I wojny światowej.
Polskie zabiegi o własne państwo przyniosły sukces, natomiast Ukraińcom przyszło przeżyć gorycz porażki. W okresie walki o niepodległość obu krajów doszło jednak do bardzo wyraźnego przejawu współpracy przeciwko wspólnemu wrogowi. W kwietniu 1920 r. został podpisany układ Piłsudski – Petlura. Fakt ten wzbudzał nadzieję na przyszłość – udało się też z rąk bolszewickich odbić Kijów. Niestety ofensywa sowiecka dotarła wkrótce pod Warszawę.
Państwo polskie ostatecznie obroniło przed bolszewikami świeżo zdobytą niepodległość, Ukraina zaś została podzielona traktatem ryskim z 1921 r. między II Rzeczpospolitą a tworzący się ZSRS. Ukraińcy, którzy znaleźli się w Polsce, stali się tutaj najliczniejszą mniejszością narodową (ok. 16%). Napięte stosunki polsko – ukraińskie z czasów II Rzeczpospolitej wydały tragiczne żniwo w okresie II wojny światowej i bezpośrednio po jej zakończeniu. Polacy i Ukraińcy pogrążyli się w bratobójczej walce rozgrywającej się równolegle z konfliktem III Rzeszy Adolfa Hitlera i Związku Sowieckiego pod rządami Józefa Stalina.
Zwycięstwo Armii Czerwonej w II wojnie światowej oraz postanowienia konferencji w Jałcie i Poczdamie pozwalające Sowietom decydować o losie państw i narodów środkowej i wschodniej Europy, ostatecznie przesądziły o przyszłości Polaków i Ukraińców.
W 1945 r. Polska otrzymała południowy fragment Prus Wschodnich. Już w czasie II wojny światowej do prowincji tej trafiali Ukraińcy jako jeńcy wojenni, a także jako robotnicy przymusowi i wcielani do Armii Czerwonej żołnierze.

„Rosjanie przeważnie nie chcieli wracać do siebie. Miałem wśród nich kolegów; jeden był Ukraińcem. Wcześniej pracował ze mną w Królewcu jako niewolnik, pochodził chyba z Rzeszowskiego i do ruskiego wojska go złapali. Pewnego razu stoję na Rynku, ktoś mnie woła po wojskowemu: „Józek, Józek!”. Ja patrzę a to ten kolega; był na koniu, nazwiska nie pamiętam. Na imię miał Pietrek – my tylko po imieniu się wołaliśmy (…) Od kolegi Ukraińca dostałem pistolet, bębenkowiec, w razie gdyby grasowała jakaś banda. Rozmaicie było, trafiały się takie napady. Przeważnie Niemców ograbiali, ciuchy pozdzierali. Bezpieka zajmowała się takimi wypadkami. Później bezpieka zbierała broń. Ludzie oddawali, ja oddałem pistolet.” 6.

Tak polsko – ukraińskie „braterstwo broni” wyglądało tuż po zakończeniu wojennej zawieruchy według Józefa Łojewskiego. Był on jednym z pierwszych mieszkańców miasteczka, które z niemieckiego Landserga przeistaczało się wtedy w polskie Górowo Iławeckie.
Parę miesięcy wcześniej, niedługo przed nadejściem frontu w położonym niedaleko Górowa Dzikowie Iławeckim (Wildenhof) znalazły się dzieła sztuki m.in. ikony zrabowane przez hitlerowców w kijowskich muzeach. Towarzyszyła im Polina Kulżenko, która chciała uchronić od zniszczenia największe skarby wytworzonej nad Dnieprem kultury. Los tych skarbów do dzisiaj pozostaje nieznany.

II. Akcja deportacyjna

Przymusowe przesiedlanie Ukraińców z ziem rodzimych na północne i zachodnie ziemie Polski rozpoczęto 28 kwietnia 1947 r. i trwało ono trzy miesiące.

„W 1947 roku miałam 9 lat. Urodziłam się we wsi Kniażyce, 8 km od Przemyśla. Na początku maja, kiedy przyszła wiadomość o tym, że za dwie godziny mamy opuścić rodzinną wieś, jakoś nie zdawałam sobie wtedy sprawy z tragedii, jaką przeżywali ludzie i moi rodzice. (…) Pamiętam straszną panikę, wszyscy płakali. Jeden na drugiego patrzył i nie wiedział, co robić. No ale przyszedł taki rozkaz – w ciągu dwóch godzin trzeba było opuścić wieś. Potem załadowano nas do wagonów – to pamiętam doskonale i dobrze. (…) Przyjechaliśmy w maju. Pamiętam, że długo żeśmy jechali. (…) Przyjechaliśmy do Lidzbarka a w Lidzbarku wyładowali nas z tego pociągu i siedzieliśmy na dworcu.(…) Pieszo doszliśmy do Górowa. Ja wprawdzie jechałam trochę na wozie, najmłodszy brat też. W Górowie pod takim murem siedzieliśmy, było jeszcze zadaszenie. Czy to był dworzec? Nie pamiętam. W każdym bądź razie jacyś ludzie przynieśli nam zupę. Siedzieliśmy tam kilka dni. (…) Pamiętam ludzi, którzy rozmawiali po polsku. Ja nie rozumiałam, nie wiedziałam – patrzyli na nas jak na ludzi z innej planety. Przyszedł wójt, rozdał jakieś karteczki. To były miejscowości, gdzie trzeba było iść i odnaleźć numer domu. Do Kandyt przywieźli nas dużo, a trzeba było iść do Kiwajn, Sągnit, na Dęby, do Woryn, Worszyn, Augam” 7

W ten sposób akcję „Wisła” zapamiętała Daria Jakimiec.
Powojenna Polska, rządzona przez komunistów, rozwiązywała problemy narodowościowe na modłę sowiecką i w uzgodnieniu z Sowietami. Przebieg wydarzeń z lat 1944-47 w stosunku do Ukraińców zarówno po stronie polskiej jak i sowieckiej świadczy o koordynacji i porozumieniu władz obu państw w kwestii ukraińskiej. Z chwilą ustalenia nowej wschodniej granicy Polski na linii Curzona kremlowskie władze dysponujące Ukrainą – jako sowiecką republiką w składzie ZSRS, uzurpowały sobie prawo do decydowania o losach narodu ukraińskiego. W tym celu zwalczały niepodległościowy ruch ukraiński i zamierzały uśmierzyć działania występującej przeciwko komunistom partyzantki Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA).
We wrześniu 1944 r. Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego (PKWN) i rząd Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej (USRS) porozumiały się w sprawie tzw. „wymiany ludności”. Od tej pory, jak zakładano, Polacy z Ukrainy mieli być przesiedleni („repatriowani”) do Polski, a Ukraińcy z Polski powinni znaleźć się na wschód od linii Curzona. Do końca 1946 r. na sowiecką Ukrainę przesiedlono ok. 480 tysięcy Ukraińców. W granicach Polski pozostała jeszcze liczba ok. 150 tysięcy osób narodowości ukraińskiej. Kreml, z różnych wygodnych dla siebie powodów, żądał od polskich towarzyszy, by sprawę ludności ukraińskiej rozwiązali we własnym zakresie. Rosjanom zależało przy tym, aby w bezpośrednim sąsiedztwie z sowiecka Ukrainą nie pozostał obszar zamieszkały przez Ukraińców, którzy mogliby udzielać pomocy w dalszym ciągu walczącej wewnątrz sowieckiego państwa ukraińskiej partyzantce. Komunistyczne władze polskie również chętnie wykorzystały argument walki z UPA jako pretekst do akcji deportacyjnej. W oficjalnej propagandzie akcentowano śmierć gen. Karola Świerczewskiego jako powód rozprawy z UPA i Ukraińcami. W rzeczywistości siły UPA istniejące wówczas po polskiej stronie granicy były już zdziesiątkowane i liczyły ok. 2400 (wg danych, którymi dysponowało dowództwo Wojska Polskiego) lub 1390 (na tyle ocenił liczebność swych sił dowódca UPA w Polsce płk Mirosław Onyszkiewicz).
Przesiedlenie Ukraińców miało doprowadzić do pozbawienia Ukraińców poczucia tożsamości narodowej, mieli zostać rozproszeni i umieszczeni w środowisku polskim, nie wolno im było samodzielnie zmieniać miejsca zamieszkania. Przesiedloną ludność dzielono na kategorie, za kryterium podziału uznawano stopień zainteresowania daną osobą przez Urząd Bezpieczeństwa. Od razu tworzono też w tym środowisku agenturę. Jej zadaniem było dostarczanie „bezpiece” informacji.
Akcja miała represyjny charakter: wojsko otaczało przesiedlaną miejscowość, oficerowie wyznaczali czas przygotowania się do ewakuacji. Wahał się on od kilku godzin do 20 minut. Transporty kierowano w różne strony tzw. „Ziem Odzyskanych”. Działaczy narodowych, przedstawicieli inteligencji i księży starano się oddzielać od reszty wywożonej ludności. Ok. 3 870 osób, w tym kobiety i dzieci, umieszczano w centralnym Obozie Pracy w Jaworznie. Ponadto władze propagowały i kształtowały negatywny obraz Ukraińców. Pozostawiony przez nich na skutek przesiedlenia majątek – w tym ziemia, nieruchomości, budynki sakralne – stawał się własnością Skarbu Państwa.
Pierwsze transporty z przesiedloną ludnością przybyły do województwa olsztyńskiego po tygodniu od rozpoczęcia akcji „Wisła” (4 maja 1947r.). Olsztyn był zresztą w początkowej fazie przesiedlenia jednym z dwóch – obok Szczecinka – punktów rozdzielczych. Pierwszy transport przechodzący przez Olsztyn, oznaczony numerem R -12, skierowano do punktu wyładowczego w Giżycku, z przeznaczeniem do osiedlenia w powiecie węgorzewskim.
Pociągi z deportowaną ludnością przychodziły do Olsztyna regularnie – od 2 do 4 dziennie. Do 22 lipca 1947 r. , gdy akcja „Wisła” w województwie olsztyńskim została zakończona, przybyło tu 155 transportów tj. 13 372 rodzin (55 089 osób). Odsetek ludności ukraińskiej osiedlonej w województwie olsztyńskim wyniósł 11,6%. Niewielki przygraniczny powiat- Górowo Iławeckie, który może służyć jako przykład, miał ten odsetek znacznie wyższy – 41,2 %. Powiat, jak wówczas mówiono „iławecki”, przyjął ogółem 12 transportów, czyli 914 rodzin (4 142 osoby). Samo Górowo, które pod koniec 1947 r. liczyło 1485 mieszkańców, składało się w 42,5% z Ukraińców.
Józef Łojewski, który w 1947 r. pracował w tutejszym starostwie, w następujących słowach ujął wydarzenia związane z przesiedleniem ludności ukraińskiej:

„Rozwoziłem Ukraińców z akcji „Wisła”. Do Lidzbarka pociągiem przywieźli ich, no a stamtąd rozwoziłem do wszystkich wiosek. Wszystkie samochody ich z Górowa woziły. Najwięcej samochodów było z PZGS-u. (…) Bo jednych przywozili a inni szli. Ale ci drudzy przeważnie nic nie mieli. W Górowie posyłali ich na gospodarki. Woziłem ich tak na same miejsce: na Sągnity, na Krasnołąkę, do Piotraszewa. Same kobiety biedne były – kobiety i dzieci. Mężczyzn nie było, młodzieży żadnej. Potem zaczęli przyjeżdżać, bo siedzieli, a później pomału wypuszczali. Niektórzy mieli wyroki dożywotnie, kary śmierci, później zmieniali im to. Wypytywałem ich – mówili, że kazali w godzinę się spakować i wyjechać.” 8

Po zakończeniu wysiedlenia oddziały UPA zostały zdemobilizowane, niektóre przebijały się na Zachód, jeszcze inne przeszły na sowiecką Ukrainę, by kontynuować walkę. Niewielkie grupy skierowały się również do województwa olsztyńskiego. Tu Urząd Bezpieczeństwa trudnił się zdobywaniem informacji i wyłapywaniem ukrywających się byłych partyzantów UPA.
W tym czasie niektórzy z przesiedlonych kierowali do miejscowych władz wnioski na wyjazd w rodzinne strony w celu – jak argumentowano- zabrania pozostawionego tam mienia. Za wydanie pozwolenia na taką podróż odwołany został urzędujący wówczas w Górowie Iławeckim starosta.
Pomimo pewnego złagodzenia kursu antyukraińskiego dającego się dostrzec od 1952 r., stałym motywem działania władz komunistycznych, również w przyszłości, stała się „ochrona Ukraińców przed nacjonalizmem”. Nie chciano przede wszystkim powrotów ludności ukraińskiej na ziemie rodzinne. Zmiany, które przyniósł w Polsce rok 1956 spowodowały, że pozwolono co prawda utworzyć oficjalną organizację – Ukraińskie Towarzystwo Społeczno – Kulturalne (UTSK), ale poddano ją ścisłej kontroli.
Współczesny język polskich Ukraińców z pojęciem akcja „Wisła” na trwałe związał przymiotnik „horezwisna”. W języku polskim ma on swój odpowiednik w postaci określenia: „niosąca nieszczęście”.


Przypisy

  1. Latopis ruski, Kijów 1989, s.413 [tłumaczenie własne autora]
  2. Tamże, s. 407.
  3. Polska Jana Długosza, pod red. H. Samsonowicza, Warszawa 1984, s. 222.
  4. Tamże, s. 226.
  5. Zob.: P.Fedusio, Kozacy na Zalewie Wiślanym – 1635, „Peremyski Dzwony” 2001, nr 1.
  6. Szukanie śladów – wspomnienia zebrane przez uczniów z ukraińskim językiem wykładowym w Górowie Iławeckim pod kierunkiem nauczyciela Jerzego Necio, [w:] Codzienność zapamiętana. Warmia i Mazury we wspomnieniach, pod red. H.J.Karpa, R.Traby, Olsztyn-Warszawa 2004,s.471.
  7. Tamże, s.472-473.
  8. Tamże, s.471.