Niedopuszczalna skarga

Debata - Wrzesień 2012

Deportacją z 1947 r. objęto Ukraińców. Władze komunistyczne w Polsce, decydując się na akcję o kryptonimie „Wisła”, załatwiały jednocześnie kilka mogących uwierać je w przyszłości problemów – niekoniecznie związanych z Ukraińcami. Obolałemu i strwożonemu po wyjściu spod okupacji społeczeństwu chciano zademonstrować bezkompromisowość i skuteczność w zwalczaniu upowskiego podziemia. Z wyprzedzeniem zamierzano zareagować na ewentualne postulaty Ukraińców w sferze politycznej i kulturowej.Decydując się na przesiedlenie, odwracano uwagę od fałszu fikcyjnych wyborów do Sejmu ze stycznia 1947 r. Nieprzypadkowo upowszechniano informacje o tym, że wywózka jest reakcją na śmierć Karola Świerczewskiego. W ten sposób czerwony generał stał się – jakkolwiek by to nie zabrzmiało – „ikoną” akcji „Wisła”. Konsolidowano Polaków wokół odpłaty za wyrządzone im krzywdy, włączając przy okazji „Waltera” do panteonu komunistycznych świętych.

Na zewnątrz, wobec sowieckiego sprzymierzeńca, nowe władze, kreowały się na gospodarzy kraju. Zaprowadzanie porządków na własnym podwórku, i to pomimo widocznych kremlowskich wzorców tego typu antycywilnych operacji i jak się wydaje, takiejże inspiracji „Wisły”, miało być wyrazistym dowodem na suwerenność. W rzeczywistości wasalny stosunek Polski wobec ZSRS zyskiwał jeszcze jedno potwierdzenie – ciemne piętno w postaci polityki narodowościowej jej nowych władz.

A co z Polakami z akcji „Wisła”? Dlaczego ich wysiedlono? Czy pamięć o ich nielicznej grupie, wepchniętej przy okazji do odjeżdżających „ukraińskich” wagonów, nie zasługuje na zastanowienie? Bo jeśli byli wyjątkiem, to czy komunistyczne władztwo, posługujące się nacjonalistyczną regułą z antyukraińsko akurat obróconym ostrzem, nie wzbogaciło tej zasady o pewną innowację? Tym bardziej, że dla wprowadzonych represji i ograniczeń znaleziono już propagandowe wyjaśnienie. Nie oglądano się więc na odstępstwa: jednostka niczym, jednostka zerem!

Dziecięce pytania

Polski konsulat w Kampali (Uganda) wydał w 1944 r. akt urodzenia. W osiedlu Koja na świat przyszło dziecko, któremu na chrzcie ksiądz rzymskokatolicki Bolesław Godlewski nadał imiona:Waldemar Stanisław. Matka chłopca pochodziła z Lubaczowa, woj. lwowskie. Została zesłana do łagru w pobliżu Archangielska podczas pierwszej wielkiej wywózki w lutym 1940 r. Na rozkaz Stalina wywieziono wówczas na wschód ponad 220 tys. polskich obywateli. Ojciec pochodził z Zaleśna pow. Szczuczyn, woj. nowogródzkie. W 1939 r. służył w jednostce wojskowej w Sokółce. Pojmany przez bolszewików wydostał się z „nieludzkiej ziemi” dzięki akcesowi do Polskich Sił Zbrojnych w ZSRS. Rodzice poznali się uchodząc z Sowietów właśnie z armią gen. Władysława Andersa.

W lutym 1947 trzylatek znalazł się w Lubaczowie. Jego rodzina wróciła do Polski i zamieszkała kątem u znajomych. Wrócili nie jako reemigranci, a jako autentyczni repatrianci – znajdując się, do momentu powrotu na terytorium ojczystego kraju, pod opieką polskich placówek konsularnych. Po upływie miesiąca od powrotu Komitet Centralny PPR zdecydował o wysiedleniu Ukraińców z południowo- wschodniej Polski. Akcję „Wisła” rozpoczęto w kwietniu. Rodzice chłopca urodzonego „pod baobabem” byli Polakami, ale ich nazwiska wpisano na listę Ukraińców podlegających deportacji. Tułaczy szlak jeszcze się więc nie zakończył, zostali wypędzeni na teren byłych Prus Wschodnich. Przybyli transportem nr 375, tu przydzielono im locum w Górowie Iławeckim (woj. olsztyńskie). Rodzina zamieszkała przy ulicy Nowy Zjazd 35 (obecna ul. Okrężna). Mieszkanie znalazło się pod stałym nadzorem UB.

Z dzieciństwa Stanisław Waldemar Hajduk zapamiętał wieczorny obyczaj. Matka nie opowiadała o przeżyciach w łagrze, ale przed modlitwą nuciła: Dziesiąty luty, myśmy jeszcze spali, przyszli sowieci, do drzwi łomotali, a nasze dzieci na sanie wrzucili… Chłopcu wpadła w ucho też jej inna piosenka – wspomnienie wędrówki. Potrafi ją zaintonować nawet dziś: Ciche to miasto Karaczi, w cichych namiotach poza drutami, także nasi rodacy, a z przepustkami najgorsza bieda – dają ich tylko dwadzieścia…

Przez całe dorosłe życie Stanisława Waldemara Hajduka nurtowały pytania dotyczące zachowania władz już po powrocie jego rodziny do Polski. Administracja państwowa miała wszak udzielić wszelkiej niezbędnej pomocy. Dlaczego zostaliśmy wysiedleni? Kto jest za to odpowiedzialny?

Odpowiedzi historyków

Merytoryczne echo poszukiwań pojawiło się dopiero w 2000 r. Ze stosu papierów Stanisław Hajduk wyjmuje pismo z archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji: „Ponieważ Pańscy rodzice byli żołnierzami gen. Władysława Andersa, do których wówczas ustrój był ustosunkowany nadzwyczaj wrogo, a ponadto rodzinny dom został zagarnięty przez UB (które nie miało zamiaru go zwrócić), wszystko to razem posłużyło za pretekst do zastosowania drakońskiej represji łączącej się z oczywistym nadużyciem władzy, a zatem nazywając rzecz po imieniu, do przymusowej deportacji. Wina spoczywa po stronie ówczesnego Dowództwa Grupy Operacyjnej „Wisła” przy współudziale miejscowego UB”.

W 2009 r. w reakcji na prośbę skierowaną wprost na adres Janusza Kurtyki – ówczesnego prezesa IPN, nadeszła odpowiedź z Sekcji Ekspertyz Biura Edukacji Publicznej tej instytucji podpisana przez dra Sławomira Kalbarczyka: „ Jak z powyższego wynika [chodzi tu o decyzję Biura Politycznego KC PPR dotyczącą uruchomienia akcji „Wisła” – przyp. aut.], przesiedleniu podlegały nie tylko osoby narodowości ukraińskiej (przy czym, jak pokazała praktyka, przed przesiedleniem nie chroniło ani pozytywne nastawienie do państwa polskiego, ani nawet przynależność do Polskiej Partii Robotniczej), ale także mieszane, ukraińsko – polskie rodziny. (…) Dostępna dokumentacja dowodzi, że przesiedleniem objęto także rodziny czysto polskie, które uznano za „przegniłe wskutek propagandy PSL i NSZ”. Ponadto, na terenach powiatu lubaczowskiego i częściowo przemyskiego, miejscowe władze bezpieczeństwa nastawiły się na objęcie przesiedleniem także wszystkich „elementów podejrzanych”, co zresztą przez władze zwierzchnie było traktowane jako „odchylenie” od założeń i celów akcji”.

Odpowiedzi urzędników

Życiu Stanisława Hajduka towarzyszy przekonanie, że jest osobą represjonowaną. Przymusowo wysiedlony, podobnie jak inni deportowani w czasie akcji „Wisła”, nie miał prawa powrotu do miejsca, które po zakończeniu wojennej wędrówki miało stać się w naturalny sposób jego rodzinną miejscowością. W skardze kasacyjnej do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie dotyczącej przyznania statusu kombatanta podniósł argument, że „pojęcia deportacji nie należy utożsamiać tylko i wyłączne z przymusowym przesiedleniem, ale również z faktem zakazania osobie objętej nakazem deportacji powrotu do miejsca, z którego przybyła” .

Stanisław Waldemar Hajduk wyobraża sobie, że gdyby pozostał w Kojiw Ugandzie, nie doświadczałby polskiej kultury, nie stykałby się z polskimi obyczajami i nie uczestniczyłby w obrzędach religijnych takich jak w Polsce. Rodzice wybrali Polskę. Jest im za to wdzięczny. Opiekunowie trzyletniego chłopca nie podjęli, jak wielu żołnierzy armii Andersa, decyzji o pozostaniu w którymś z krajów zachodnich. Wrócili jak mogli najszybciej i drogą możliwie najkrótszą. A tu… zaskoczenie! Nie rodzinny Lubaczów, lecz przymus osiedlenia w nieznanym, poniemieckim miasteczku, na świeżo dołączonym do Polski obszarze, połączony z odebraniem dotychczas posiadanego przez jego rodzinę majątku. Czyż to nie jest represja? Takie m.in. argumenty przytaczał w trakcie starań o uznanie go za obywatela niesłusznie ukaranego – kombatanta.

Boje o takie usytuowanie prawne jego osoby zakończyły się niczym. Każdy wniosek kierowany do Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych spotykał się z decyzją odmowną. „Nie budzi wątpliwości fakt deportacji matki strony [matki Stanisława Hajduka – przyp. aut.] do ZSRR w lutym 1940 r. Jednakże po opuszczeniu przez matkę wnioskodawcy terytorium ZSRR ( w 1942 r.) nie podlegała ona już represjom, określonym w art. 4 ust. 1 pkt. 3 (pobyt na deportacji i zesłaniu w ZSRR). (…) Stwierdzić również należy, iż okoliczność wywiezienia strony z rodziną z Lubaczowa do Górowa Iławeckiego w ramach akcji „Wisła” nie jest represją w rozumieniu cyt. ustawy.” Tyle od wykonawców norm prawnych.

Na marginesie bilansu wymiany korespondencji z UdSKiOR należy zauważyć, że dochodziło w jej trakcie do kuriozalnych sytuacji – ewidentnych pomyłek. Stanisław Waldemar Hajduk z lektury jednego z pism ku swemu zaskoczeniu dowiedział się, że był wysiedlony z Żywiecczyzny (!) i to z rodzinnego gospodarstwa w 1940 r.

Może więc – pomyślał – skoro biurokracja nie dostrzega w nim kombatanta lub osoby represjonowanej o statusie równym kombatantowi, to należy zawierzyć władzy sądowniczej i idąc tropem odpowiedzialności funkcjonariuszy państwa za wyrządzone szkody, zażądać zadośćuczynienia za bezprawie dokonane w imieniu państwa? Postanowił sprawdzić tę drogę.

Odpowiedzi sędziów

Pierwsze z cyklu negatywnych rozstrzygnięć miało miejsce już w 2002 r. Sędzia Sądu Rejonowego w Lubaczowie Elżbieta Greczka utrzymała w mocy niekorzystne postanowienie o umorzeniu śledztwa prowadzonego przez Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu rzeszowskiego IPN-u. W uzasadnieniu wydanego przez siebie wyroku podała, że brak jest „obiektywnych i bezpośrednich dowodów” wskazujących na to, by rodzina Stanisława Waldemara Hajduka wysiedlona została z powodów politycznych.

Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa, odmawiając zadośćuczynienia za deportację, wypowiedziała się w podobnym tonie. Podkreślono przedawnienie roszczeń, wskazując, że okres możliwości domagania się zadośćuczynienia minął w 1999 r. Wytłumaczono ponadto zainteresowanemu, że konieczne jest wykazanie winy konkretnego funkcjonariusza państwowego, która to zresztą wina powinna być potwierdzona przez orzeczenie organu dyscyplinarnego lub sądu karnego. Innymi słowy Stanisław Waldemar Hajduk (lub jego rodzina) powinien chyba czym prędzej po dokonanej deportacji dochodzić roszczeń i zaciągnąć przed oblicze sprawiedliwości realizatorów akcji „Wisła”. Najbardziej jednak interesujący fragment odpowiedzi udzielonej przez przedstawiciela Prokuratorii zawiera się w następującym passusie: „Dominująca w czasach współczesnych negatywna ocena historyczna wydarzeń, na które powołuje się powód nie stanowi per se wypełnienia przesłanek odpowiedzialności cywilnoprawnej i nie może stanowić podstawy do konstruowania jakichkolwiek roszczeń”.

Po takiej odpowiedzi Prokuratorii Stanisław Waldemar Hajduk wniósł pozew przeciwko Skarbowi Państwa. Rozprawa toczyła się przed Sądem Okręgowym w Olsztynie. Sędzia Przemysław Jagosz w wydanym wyroku zauważył, że „wzmiankowana akcja deportacyjna wykonywana w ramach władczych działań państwa nie miała podstaw prawnych, a czynności przeprowadzających ją funkcjonariuszy prowadzące do deportacji powoda miały charakter bezprawny”. Olsztyński sędzia mimo to oddalił powództwo, uzasadniając swoje stanowisko tym, że Skarb Państwa skorzystał z przedawnienia i uchylił się od zaspokojenia roszczenia „ zgodnie z prawem i zasadami współżycia społecznego”.

Nie zakończywszy ze względów finansowych prawnej „drogi przez mękę” wniesieniem kasacji do Sądu Najwyższego Stanisław Waldemar Hajduk postanowił spróbować dochodzić sprawiedliwości przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. Tam sprawę ucięto krótko. Trybunał, orzekając jednoosobowo na posiedzeniu w dn. 12 grudnia 2013 r., uznał skargę za niedopuszczalną (na podstawie art. 34 i 35 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka – „Trybunał może rozpoznawać sprawę wyłącznie po wyczerpaniu wszystkich środków odwoławczych przewidzianych prawem wewnętrznym…”). W tym miejscu należy dodać, że wystąpienie do Strasburga – wbrew pozorom – opierało się jednak na racjonalnej przesłance. Otóż zdaniem dra Marka Wasińskiego, specjalisty z dziedziny międzynarodowego prawa publicznego, skarżący do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka nie musi spełniać warunku wyczerpania wszelkich dostępnych krajowych środków odwoławczych. Z kasacji można zrezygnować, gdy z orzecznictwa Sądu Najwyższego wynika, że skarżący nie ma szans na korzystne rozstrzygnięcie sprawy przed tym sądem. Waldemar Stanisław Hajduk nie słyszał, aby ktokolwiek uzyskał korzystne rozstrzygnięcie przed Sądem Najwyższym w analogicznej sprawie.

Zamiast zakończenia

Przyglądając się curriculum vitae i staraniom podjętym przez Stanisława Waldemara Hajduka, trudno oprzeć się wrażeniu, że werdykty losu oraz te wydawane w imieniu państwa mają tendencję do wzajemnego się uzupełniania. W piśmie przesłanym do Strasburga skarżący zawarł poruszające zdania: „Poprzez bezprawne działanie organów państwowych zostało naruszone moje prawo do prywatności i wolności. Własność, która należała do mojej rodziny została nam bezpodstawnie odebrana. Zostaliśmy wszyscy wywiezieni z naszych rodzinnych stron i nie mieliśmy żadnej możliwości bronienia się przed tymi działaniami. Wszystkie powyższe, bezprawne działania, spowodowane były przekonaniem władz o niebezpieczeństwie spowodowanym przez przekonania polityczne”.

Starożytni mawiali, że sprawiedliwość podąża za prawem. Gorzej, jeśli prawo nie ogląda się na sprawiedliwość.