Promieniowanie totalitarnego sacrum
„(…) człowiek przyzwyczaja się przecież do wszystkiego,
jeśli tylko osiągnie właściwy stopień uległości.”
– Carl Gustav Jung
Jaki sens ma dyskusja o symbolach? To, że jakieś ornamenty zyskały walor ideologicznego znaku, skazywać ma je na infamię? Przecież nie swastyka – pradawny symbol szczęścia i solarny atrybut – mordowała w obozach zagłady. Sierp i młot –zwyczajne i powszechne, co najmniej od neolitu, narzędzia – nie kierowały wywózkami na Syberię. A gwiazdy, bywa, że nawet czerwone, objawiały się na niebieskim firmamencie, nie siejąc strachu ni terroru. Ten czynili konkretni ludzie. Za ich sprawą człowieczy zasiew poświęcony utopii obracał się w krwawe żniwo, na trwale opieczętowane obojętnymi do tej pory znakami.